Liryk o miłości
Miej juz oczy zielone – mowię – to nic –
Zielone – pytasz – to znaczy: jak – ? to znaczy: w jaki sposob – ?
Zielone – o, tak, Anno – aby w nich
Był głos i usta mogły być – bez głosu,
Zielone, niby drzewa w ulewie deszczu ziaren,
Jak gwiazdy, ktorych ogien goruje nad cięzarem,
Że lecą ogniste w gorze. – To właśnie tak.
Miej juz ramiona słoneczne – mowię – trudno, miej.
Słoneczne – śmiejesz się – to jest zart i to zupełnie niemozliwy.
Więc dobrze, obejmij razem z człowiekiem słoneczny dzien,
Wtedy szczęście to nie będzie niepokoić czy dziwić.
Nie będzie – jak mię niegdyś – niepokoić
Szeroki, zbyt szeroki gest ramion twoich,
Bo gdy ramiona po to są tak szerokie, by objąć słoneczny dzien,
To nie boli…
Miej juz lekki, dziewczęcy krok – no, trudno, nawet gdy odchodzisz,
No, trudno, nawet gdy odejdziesz, miej lekki krok i lekką sukienkę.
Przeciez trzeba się w koncu zgodzić,
Że musi być coś bardzo lekkiego, gdy wszystko na świecie jest cięzkie
Gdy zycie jest cięzkie, i myśl, i gwiazdy mają swoj cięzar.
To dziwne – o, Anno – uwierz – och, przeciez to sama wiesz –
To dziwne i bardzo trudne, cięzkie, ale nic ponadto.
Bo ze pierś – własną pierś
Ma się rozdartą –
To za to oczy ma się zamknięte i chmurne
I choć kto ujrzy ranę – nikt nie ujrzy cierpienia,
Cierpienia ani niczego, ach – ani niczego ponadto.
To nie był kaprys serca – to był miłości realizm,
Gdy miłość taka opęta – świat odrobinę upada…
Więc aby wzniosł się nadal – mowię twardo, bezwzględnie i bez zartu
Miej oczy zielone, ramiona słoneczne – i krok miej lekki nadal.