Godzina, ktorej nie było
1
Dnie całe i całe noce
Słowikiem ogrod dygoce,
Jakby w kochaniu zawziętem
Ptak krzesał o diament diamentem.
W nut rozsypanych bezsensie
Staw zabim chorem się trzęsie;
W lesie kukułka tętniąca
Bije godzinę bez konca,
Kłamie w zielonym zapale,
Wydzwania z upartą siłą
Godzinę, ktorej nie było
I jakiej nie będzie wcale…
2
Tak mi się usta milczeniem znuzyły,
Że dziś, choć wolno – mowić juz nie zdołam.
Mozem odwykła – moze nie mam siły –
Tylko cię sercem po imieniu wołam,
Tylko z twym cieniem witam się cichaczem,
O ty moj miły! miły – miły – miły –
I w trawy, twarzą, padam z wielkim płaczem!
3
Na dno zapadam kwitnących traw,
Niebo nade mną, jaskry i szczaw,
Słoncem opiły klonowy liść –
I tak jest cudnie, ze mogłbyś przyjść…
I tak jest cudnie, ze trwać byś mogł,
Nim w słoncu zblednie rozowy głog,
Nim weroniczki zwiędną i ślaz –
Mogłbyś się sercu śnić jeszcze raz,
Nim wiatr z pokwiatu odmuchnie mlecz –
Potem byś sobie znow poszedł precz…
4
Na trawy lezę płytkim dnie – wciśnięta
Twarzą w szczaw chłodny… Wiatr pachnie i mięta…
Wszystko jest wokoł latem i niedzielą,
Gdzieś tam, wysoko, obłoki się bielą.
Wolno upływa dzien, jak miod ze słoja –
I kazda we mnie kropla krwi – jest twoja!
Jako się sączy krew z otwartej rany,
Cicho upływa czas nietamowany…