Українська та зарубіжна поезія

Вірші на українській мові






Listopady

Cale zycie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.
Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, ktory serce zatruł –
to dlatego śpiewać juz nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,
to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, ktora bolem nasyca.
Acetylen słow płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokoj mnie wygnał.
Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłuzej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.
Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej.
Jak błękitny płomien alkoholu,
płoniesz we mnie moje nieszczęście.
Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie,
w mgle za włosy mnie wloką wieczory,
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne,
moje słowa, moje upiory.
Muszę wiecznie zrywać się i padać,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi.
Pochwyciły straconą radość
nagie gałęzie.
Przelatują, wieją przeze mnie
listopady chwil, ktorych nie ma…
To – tylko liście jesienne.
To – pachnie ziemia.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (3 votes, average: 1,67 out of 5)

Listopady - WłADYSłAW BRONIEWSKI