Księgi pierwsze – Pieśn XXI
Ty spisz, a ja sam na dworze
Jeszcze od wieczornej zorze
Cierpię nocne niepogody;
Uzałuj się mojej szkody!
Słuchaj, jako bije w ściany
Z gwałtownym dzdzem grad zmieszany,
Ockni się, a przemow słowo,
Nieuzyta białagłowo!
Nie na zadną kradziez godzę,
Chocia tak po nocy chodzę;
Wziąłbych przedsię, by co dano:
Łupiestwo czartu porwano.
Nigdziej miejsca mniej hardości
Nie najdziesz jako w miłości;
Gładkość wprawdzie sługi daje,
Ale dzierzą obyczaje.
Słuchasz? Czy moj głos nie moze
Dolecieć na twoje łoze?
Słuchajcie wy, nocne cienie,
I nieumowne kamienie!
Do Amfijonowej lutnie
Spieszyły się lasy chutnie,
A niezwyczajne opoki
Ścisnęły się w mur szeroki.
Orfeowych stron słuchały
Srogie jędze i płakały,
Gdy, miłością utrapiony,
I pod ziemią szukał zony.
Jego pieśni załościwe
Zjęły bogi niezyczliwe;
I miał w ręku, co miłował,
By był, nędznik, lepiej chował.
Ale nie strzymał umowy,
Więc przyszedł o smutek nowy,
Bo zle się obejzrzał, ali
Czarci panią zaś porwali.
Czekać juz, niebozę, było:
Ale gdy co komu miło,
Trudno wytrwać i czas mały:
Godzina tam jak rok cały.
A ja długo mam bić w strony?
Juz u mnichow słyszę dzwony.
Dziwnosmy się pomieszali,
Jam nie spał, a ci juz wstali.
Dobrą noc, jesli kto słyszy,
A moj wieniec w tej złej ciszy
Niechaj wisi do świtania,
Świadek mego niewyspania.