Księgi pierwsze – Pieśn VII
Trudna rada w tej mierze: przyjdzie się rozjechać,
A przez ten czas wesela i lutnie zaniechać.
Wszystka moja dobra myśl z tobą precz odchodzi,
A z tego mię więzienia nikt nie wyswobodzi,
Dokąd cię zaś nie ujzrzę, pani wszech piękniejsza,
Co ich kolwiek przyniosła chwila terazniejsza.
Juz mi z myśli wypadły te obecne twarzy;
Twoje nadobne lice jest podobne zarzy,
Ktora nad wielkim morzem rano się czerwieni,
A z nienagła ciemności nocne w światłość mieni;
Przed nią gwiazdy drobniejsze po jednej znikają
I tak juz przyszłej nocy nieznacznie czekają.
Takaś ty w oczu moich. Szczęśliwa to droga,
Po ktorej chodzić będzie tak udatna noga;
Zajzrzę wam, gęste lasy i wysokie skały,
Że przede mną będziecie taką rozkosz miały:
Usłyszycie wdzięczny głos i przyjemne słowa,
Po ktorych sobie teskni biedna moja głowa.
Lubez moje wesele, lubez me biesiady!
Mnie podobno juz prozno szukać inszej rady,
Jeno smutnego serca podpierać nadzieją;
W nadzieję ludzie orzą i w nadzieję sieją.
A ty tak srogą nie bądz ani mię tym karzy,
Bych długo nie miał widzieć twojej pięknej twarzy!