Księgi pierwsze – Pieśn XVIII
Czołem za cześć, łaskawy moj panie sąsiedzie,
Boze nie daj u ciebie bywać na biesiedzie!
Kazesz mi pić przezdzięki twe przemierzłe piwo,
Że do dna nie wypijam, patrzysz na mię krzywo.
Wszytkoć wadzi: być na nos biedna mucha padła,
Miecesz głową i mniemasz, ze cię do krwie zjadła.
Od stołu zenie kazesz, fukasz na pachołki,
Wyciskałeś talerze, wyciskasz i stołki.
Patrzaj, diable, ze się tu i gościom dostanie:
Gniewaj się, jako raczysz, jeno nie bij, panie,
Bo ja w tym piwie twoim rozkoszy nie czuję;
Zdrowie rad mam, od ciebie kufla nie przyjmuję.
Jeslić o sławę idzie, kto więcej pić moze,
Dajęć przodek w tym męstwie, sam pojdę na łoze;
Juz ty bądz tym rycerzem, co piwo usieczesz,
Tego nie wiem, jesli przed chłopem nie ucieczesz.
Jesli tez tak rozumiesz, zebyś mię czestował,
Męczysz mię, nie czestujesz; tociem podziękował.
Chcesz mię uczcić? Dajze mi dobrą wolą w domu,
A niechaj po niewoli nie pełnię nikomu.
Prozno mi skwarnę dawasz. Ja nie będę gonił,
Bych tez nabarziej piwa wczorajszego zronił;
Wiem, zeby mię psi przedsię twoi pilnowali,
Bych się układł, wnet by mi gębę ulizali.
Alem prosto nie myśliw. Ci się na to godzą,
Co szperki niedopiekłe i twardy ser głodzą,
Co sobie gardła ostrzą na niewinne piwo
Rydzem, śledziem, ogorkiem; nie wiem, co im krzywo.
I tak we łbie rozumu po trzezwiu niewiele,
A ostatek chcą zalać w to miłe wesele.
Niech raczej nic nie będzie, ma li go być mało;
Rado by niebozątko z mozgu oszalało.
Więc tez wojna bez wici: gospodarz się wierci,
Porwoniście zabitej na ostatek śmierci!
Do tylam was rozwadzał, az mi się dostało;
Bijcie się, poki chcecie, mnie tam na tym mało!
Kufle lecą jako grad; a drugi juz jęczy,
Wziął konwią, az mu na łbie zostały obręczy.
Potym do arkabuzow. A więc to biesiada?
Jeśliscie tak weseli, jakaz u was zwada?
Nazajutrz się jednają: przedsię go nalewaj,
A kto z niezadnym głosem, przed pany zaśpiewaj:
Chciejze pomnieć, a dobrze baczyć, namilejsza!
– W czerwonej czapce chodził zda mi się cudniejsza.
Usłyszysz tam pięć basow, dwanaście dyszkantow,
Sześć altow, ośm tenorow, dwanaście wagantow,
Potym od melodyjej az posną na stole,
Ali drudzy wołają: ,,Na dwor, na dwor, wole!
Bodajze wam smrod w gębę, mili pijanice,
A trąd na twarz; bo zona lubi takie lice.
Krzywej nogi na starość, nieobrotnej szyje,
Krom klątwy, kto będzie zyw, snadnie się dopije.