Zapomniane słowa
Kiedy przyszedłem na ten świat posępny, mroczny
Jak okręt z morz bezdennych do nudnej przystani,
Zapomniałem słow jakiejś mowy nadobłocznej,
Ktorej mnie uczył wielki Bog tajnej otchłani.
Nie tych słow, co z ust brata lub kochanki słyszę,
Lecz słow, ktorymi mowię z brzozą rozpłakaną,
Gdy rozpuszczone włosy na wietrze kołysze;
Ktorymi mowię z zorzą, gdy z grzywą rozwianą
Promieni o zachodzie ucieka w bezbrzeza;
I z posągami, ktore nad śpiącą aleją
Parku, nocą marmurem swoich ciał bieleją,
Kiedy je księzyc srebrem swych blaskow wyśnieza.
I nie mogę zapytać rozpłakanej brzozy,
Po czym łka, po czym szumi zalem pełnym grozy;
I nie mogę zapytać zorzy szczerozłotej,
Dokąd ucieka, dokąd ją pędzą tęsknoty;
I nie mogę zapytać posągow z kamienia,
Jakie ich białe łono kryje tajemnicę
Pośrod marmurowego zimnych ust milczenia
I w jaką dal wpatrzone ciągle ich zrenice.
A i ja płacze za czymś, co nigdy nie było
I o czym, ze nadejdzie, nikt nie niesie wieści;
A i ja chcę odlecieć tęsknot moich siłą,
Lecz nie wiem, dokąd; takze w mej piersi się mieści
Ukryta tajemnica, ktorej nie znam treści.
I nigdy dusza moja o tym się nie dowie
W cichej z zorzą, posągiem i brzozą rozmowie
Bo gdy przyszedłem na ten świat posępny, mroczny
Jak okręt z morz bezdennych do nudnej przystani,
Zapomniałem słow jakiejś mowy nadobłocznej,
Ktorej mnie uczył wielki Bog tajnej otchłani.
Nie tych słow, co z ust brata lub kochanki słyszę,
Lecz słow, ktorymi mowię z brzozą rozpłakaną,
Gdy rozpuszczone włosy na wietrze kołysze;
Ktorymi mowię z zorzą, gdy z grzywą rozwianą
Promieni o zachodzie ucieka w bezbrzeza;
I z posągami, ktore nad śpiącą aleją
Parku, nocą marmurem swoich ciał bieleją,
Kiedy je księzyc srebrem swych blaskow wyśnieza.