Młodość
Twoja nieszczęśliwa i głupia młodość.
Twoje przybycie z prowincji do miasta.
Zapotniałe szyby tramwajow, ruchliwa nędza w tłumie.
Przerazenie kiedy wszedłeś do lokalu, ktory dla ciebie za drogi.
Ale wszystko za drogie. Za wysokie.
Ci tutaj muszą spostrzec twoje nieobycie
I niemodne ubranie i niezgrabność.
Nie było nikogo, kto by przy tobie stanął i powiedział:-
Jesteś ładnym chłopcem,
Jesteś silny i zdrow,
Twoje nieszczęścia są urojone.
Nie zazdrościłbyś tenorowi w palcie z wielbłądziej wełny,
Gdybyś znał jego strach i wiedział, jak zginie.
Ruda, z powodu ktorej przezywasz męki,
Tak wydaje ci się piękna, jest lalką w ogniu,
Nie rozumiesz, co krzyczy ustami pajaca.
Kształt kapeluszy, kroj Bukiem, twarze w lustrach
Będziesz pamiętać niejasno, jak coś co było dawno
Albo zostaje ze snu.
Dom, do ktorego zblizasz się z drzeniem,
Apartament, ktory ciebie olśniewa,
Patrz, na tym miejscu dzwigi uprzątają gruz.
Ty z kolei będziesz mieć, posiadać, zabezpieczać,
Mogąc wreszcie być dumny, kiedy nie ma z czego.
Spełnią się twoje zyczenia, obrocisz się wtedy
Ku czasowi utkanemu z dymu i mgły.
Ku mieniącej się tkaninie jednodniowych zywotow,
Ktora faluje, wznosi się i opada jak niezmienne morze.
Ksiązki, ktore czytałeś, nie będą więcej potrzebne,
Szukałeś odpowiedzi, zyłeś bez odpowiedzi.
Będziesz iść ulicami jarzących się stolic południa
Przywrocony twoim początkom, widząc w zachwyceniu
Biel ogrodu, kiedy w nocy spadł pierwszy śnieg.