Czyściec i piekło
Tak sobie czasami myślę
Po zatargu z zoną lub z władzą:
Jak będzie wyglądał czyściec,
Do ktorego mnie kiedyś wsadzą?
Tradycyjny kocioł ze smołą,
Diabły szopkowe i śmieszne,
I przypiekane na goło
Członki najbardziej grzeszne?
A moze zszarpią mi nerwy
W sposob i nowszy, i lepszy –
Na przykład sto lat bez przerwy
Transmisji z hodowli wieprzy,
Czyli kompletna klapa.
A w gorze gdzieś śmiech wesoły –
To sobie Flipa i Flapa
Oglądają w niebiesiech anioły!
Zaś jeszcze bardziej bezdennie
Wykoleiłby mnie system fatalny,
Gdybym musiał przez wieki, codziennie,
Udowadniać, ze jestem lojalny.
I męczyłbym się straszliwie
W piekielnej tej atmosferze,
A diabeł by podejrzliwie
Patrzył na mnie i mruczał: – Ejze?
I głosy brzmiałyby w mroku,
Od ktorych bym cierpiał i cierpiał:
– A coście robili w roku
Pięćdziesiątym, osmego sierpnia,
Między szesnastą dziewięć
A osiemnastą czternaście?
Ja na to pokornie, ze nie wiem,
A głosy: Ha ha! A, no właśnie:
Ha, lepiej niech mnie juz spalą
Albo nadzieją na drązek.
…a moze czyściec jest salą
Pełną tapczanow i ksiązek,
Z lampką przy kazdym tapczanie,
Więc czego mi więcej trzeba?
Widocznie przez zamieszanie
Trafiłem przypadkiem do nieba!
Ale daremnie się korcę,
Wnet wpadam w depresję wściekłą:
– Tapczany fakt, stoją, lecz sztorcem,
A ksiązki są moje…
To piekło.