Oczekiwanie
W takie wieczory na nic się nie czeka,
słucha się dzwonka, co u sani brzęczy,
smaga się konie, biegnące z daleka
po horyzontu skrzypiącej obręczy.
Moze to do nas jadą goście mili?
Przychodzi siostra, biorę ją za ręce
i tak jak jestem, w iskrach śniegu pędzę
do ludzi, ktorych będziemy gościli.
Ale w dym mrozu odjezdzają sanie,
przestrzen po dzwonkach zasypuje zima,
siostra mi kładzie lewą dłon na ramię,
a w prawej moją zimną rękę trzyma.
I znow patrzymy, kazde w swoim oknie,
na śnieg kudłaty, na rogate drzewa;
jeśli się palcem tej gałęzi dotknie,
do kotła studni suchy blask się wlewa.
Po co się martwić, głos twoj nie wywoła
miłego chłopca na odległość zrenic.
Jeszcze wyjść mozna z krajobrazu koła,
ale nie mozna jego smutku zmienić.
Jeszcze się z wiencem zjawią u nas goście,
zabębni zima i flet wrzaśnie ostro;
a wy na czapkach pawie piora stroszcie,
a ty się ubierz w białą zamieć, siostro.
I znow stoimy, kazde w swoim oknie,
z czołem na szybie, z nieruchomą twarzą;
moze się zjawi, ręki twojej dotknie
i jego oczy policzki ci sparzą?