Jabłka i astry
Ilez razy tak samo wychodziłeś w pole,
Wdychałeś mocny zapach z juz wygrzanej błoni!
Ten wiatr, to przeciez dawne, znane ci Eole,
Ten sam co i przed laty daleki Favoni!
Tak samo bije para znad wilgotnej uzdy
I szumią stare klony nad kamienną bramą,
Wielkie ptaki jesienne skaczą poprzez bruzdy,
A przeciez nic w tej chwili juz nie jest to samo.
I wiedz, ze kiedy wrocisz w te jedyne strony,
By tamte ujrzeć liście jak wiatr je porywa,
Tak samo będziesz chodził jak tu zamyślony
I słuchał tej jesieni, co juz jest prawdziwa.
Co kiedyś twe spojrzenie muskało przelotnie,
Tym dzisiaj się napieścić nie moze twe oko.
Te same mogłbyś kwiaty oglądać stokrotnie
I zielen, co wciąz bardziej zda ci się głęboką.
Z odmętu niepamięci jakiś powiew zenię
Dzwięk słow na pozor błahych jak pozołkłe wstązki,
Ktorych teraz dopiero rozumiesz znaczenie
Jak za wcześnie czytanej bardzo mądrej ksiązki.
Więc patrząc na zniszczenie, co święci swe dzieło,
Na drzewa juz bez liści i na chmury czarne,
“Wszystko – mowisz – com kochał, jak wichry minęło,
Lecz przeciez nic w mym sercu nie poszło na mamę”.
Wokoło tylko trwogi i troski tak liczne,
Ale ty się nie buntuj przeciw przeznaczeniu:
Spokojnie pisz do konca swe wiersze klasyczne,
Ktore wtedy są dobre, gdy cierpisz w milczeniu.