Bunt
Sto minęło dni w stu nocy szeregu,
Ktoś uchylił drzwi na przeciwnym brzegu,
Co się prochom śni na zmudnym noclegu.
W ociemniałej mgle ślepa nasza zmora,
Na gwiazdzistem tle mroczy się z wieczora –
Dobrze nam, czy zle?… Przyjdzie, przyjdzie pora…
Lezy noc na wznak w kosmicznym bezczasie,
Mlecznej drogi szlak jawi się w swej krasie,
Mamyz lezeć tak, pokąd lezeć da się?
Zapomnieli nas niebiescy prorocy,
Wiekuisty czas trwaliśmy w niemocy –
Zbudzmy się choć raz dla tej jednej nocy.
Otrząśnijmy z głow twardy proch granitow,
Zbrojmy się na łow prochniejących mitow,
Bądzmy sobą znow, bądzmy skroś niebytow.
Przyodziejmy stroj, co się krwią czerwieni,
Cien poznałem swoj pośrod waszych cieni,
Błogosławmy znoj doczesnej przestrzeni.
Krzyczmy! Z ciemnych drog moze ktoś odpowie,
Odmęt nasz się wzmogł – trwajmy odtąd w zmowie,
I niech o tem Bog nigdy się nie dowie.
Sto minęło snow, sto minęło świtow,
Obumiera now śmiercią z nad błękitow,
Bądzmy sobą znow, bądzmy skroś niebytow.
Podzwignijmy trud – odetchniemy szerzej,
W rdzę nieznanych wrot nasza pięść uderzy,
I ujrzymy cud – w ktory nikt nie wierzy.