Do panny
Obroć łaskawe, panno, ku mnie oczy.
Że przy ich świetle lutnią mą nastroję,
Te oczy. z ktorych ten wiersz, ze się toczy,
Bierze swoj pochop i rozrywkę swoje:
Bez ktorych rady na śliskiej uboczy
Miłosnych myśli trudno się ostoję:
Te niech mi z czarnych zrenic z śniegiem szczerem
Płci twojej dadzą inkaust z papierem.
Twoje oczy są fontany, gdzie wody
Parnaskiej sięga dowcip upragniony:
Nad cien laurowy zasklepione wzwody
Brwi twoich dają wierszom chłod zaćmiony;
I Muzy u nich pewne są gospody,
Gdzie Febus z słoncem juz mieszka złączony.
O, jaka miernym dowcipom wygoda,
Gdzie słonce grzeje, chłodzi cien i woda!
Niech tam pomocy, gdzie Parnas w dwa rogi
Wierzch swoj podnosi, zasięga kto iny,
I gdzie skrzydlatej uderzeniem nogi
Konskiej wynikło zrodło Kaballiny;
Mnie zaś posiłek miły na te drogi –
Skłonne chętliwie oczy mej dziewczyny.
Dosyć mam, ze gdy zabrzmię w słodką stronę,
Odniosę z mirtu, nie z lauru koronę.
Miłość jest Muzą, Kupido mym Febem,
Ktory jak smyczkiem grawa na mej lirze
Tym łukiem, ktorym wojuje i z niebem:
I piorem [z] swoich skrzydeł po papierze
Pisze wiersz, na śmierć niedbały z pogrzebem.
Ty przy tym, Kasiu, ubłagana szczerze,
Nie tylko z chęcią tu czytaj swe strzały,
Ale i ludziom zaleć do pochwały.