Prolog do Wesela Stanisława Wyspianskiego
Otworzcie serc waszych drzwi!
Omiećcie z pyłow progi!
Oto z dalekiej drogi
W zbroczonym płaszczu w krwi
Tysięcznogardły i tysięcznoręki
Wracam czerwonym szlakiem mojej męki
Z wędrowek proznych zdan przed wami spraw?.
Witajcie! W twarz wam rzucam moje – Ave -!
Wracam, a wracam z dali.
Krew wasza w zyłach mi płonie.
Jeśliście mnie nie poznali –
Twarz wam odsłonię.
A wiecie co to wychylić kielich goryczy?
Milczeć gdy zranione serce krzyczy?
Spalać się w popioł na stosie ofiarnie?
Czy znacie to wy, wielcy i mali? Znacie?
Jam krzyk. Krzyk waszej cięzkiej niemocy
Zrodzony jednej potwornej nocy,
Kleszczami bolu wydarty.
Kiedy zaś głod mnie zadręczy uparty
I pogrązył w otchłaniach rozpaczy,
W chwili słabości – do nieba
Szedłem zebrać chleba.
A kiedym stanął przed archaniołem
I śpiewać jąłem
Pieśn o nieszczęściu naszym człowieczym
Archanioł pierś mi rozrąbał mieczem
Az krew potokiem chlusta przez usta
I pierś otworzył.
A pierś była pusta!
Za moje męki proznych wymowek,
Za moją pustkę co mi trzewia szarpie Przychodzę tu
Budzić ze snu
Was, polscy obywatele.
Na wesele! na wesele!
Na wesele czynu z pustką.
Tam na dworze szumi liść.
Los dał znak czerwoną chustką:
Czas nam iść!
Słyszycie? – drzewa szumią
Słyszycie? – grają grajki.
Wiodą was wszystkich na noc weselną,
Śmiertelną noc Kleopatry.
Czas nam iść. Dość było spania!
Oto z głębi gminu
Głos potęzny się wyłania:
Czynu Czynu! Czynu
Gdzie, gdzie waszych marzen czyny?
Patrzcie Oto rozwarłem waszych dusz kurtyny.
Szumią grajki, grają grajki,
Jak pod rowny świst nahajki
Tka się, tka się szara przędza:
Wielkość, małość, płaskość, nędza.
Moze z tego będzie co?
Dziś niech huka złoty rog
U rozstajnych drog.
Niechaj dany rozkaz – słowo
Znowu zagrzmi nam na nowo.
Niech gdzieś dniało, nie rozdniało,
Byle pior u czapki stało,
Byle znikł ten wstyd co pali,
Byle ładnie grajcy grali.
Czas – mitręga, niemoc – siła.
Gdzieś godzina czynu biła.
Ty od pana do parobka
Tancuj, tancuj cała szopka!