Do polskiego chłopięcia
Nie płacz, nie płacz synku drogi,
Żeś na ziemi swej ubogi!
Że nie miecz ci ani radło,
Lecz tułactwo w doli padło,
Żeś łzy tylko i cierpienia,
Odziedziczył z twego mienia.
Przez Bog zywy, to fałsz dziecię!
Naprzod wziąłeś na tym świecie
To, co rodu twego znakiem:
Imię zacne ześ Polakiem.
A czy wiesz ty, ile cześci,
Krwi i chwały w nim się mieści?
Czy wiesz, jaka to poczciwa
Duma, wzrusza twe serduszko,
Gdy z usteczek ci się zrywa:
To Batory! to Kościuszko!
Urodzajna twoja rola,
Zbozem śmieją ci się pola,
Lasy twoje echa głuszą,
Owce wełną ci się puszą,
A jesienią, na jabłoni,
Owoc się jak szkarłat płoni,
Że zostaje na przychowek,
I na zimę i przednowek.
A więc nie płacz synku drogi,
Żeś na ziemi swej ubogi;
Bo z twych łanow, w dawne lata,
Tyś spichlerzem był poł świata,
Dzieląc wszystkich pod swym niebem,
Rowno sercem jak i chlebem
Sol z Wieliczki brałeś hojnie,
Złoto w dani lub na wojnie,
A na pługi i do zbroi,
Szło zelazo z ziemi twojej,
I starczyło z twojej gleby,
I na zbytek i potrzeby.
Więc pogodnem patrz mi licem,
Boś ty skarbow tych dziedzicem!
I rąk nie łam z prozną troską…
Wroci Bog, co przemoc wzięła!
W sprawiedliwość wierzmy Boską:
Jeszcze Polska nie zginęła!