Nowo narodzonemu
Jakze takimi dłonmi utrzymasz pierś mleczną
malenki! – Przeciez niełatwo…
W zyłach matki jak w mapie drogę sobie wybierasz
i spokojny – wszak nazwali cię człowiekiem –
słuchasz krwi jej. Pięknie szumi twa matka.
Jest jak strumien ciepły i bukiet,
a ty – ryba, koncha lub owad,
mlecznych światow w zadumie słuchasz,
tam kształt pierwszy się zaczął rysować.
Nie boj się rzeczy niedobrych,
do spokoju ich prosto się przytul,
od kołyski znajomy powrot
poprzez głosy zielone i skrzypy.
Zanim stopkami do miejsca dotrzesz,
gdzie prawda będzie jak pien drzewa szorstka,
porzucisz strumien najsłodszy
i miękką zabawkę z włosa.
I zmienisz imię. Zostaniesz tylko upartym lub wątłym,
jak niegdyś zołnierzy z ołowiu siebie popędzisz do marszu,
zbudujesz dom – będzie większy, piękniejszy od tego z klockow,
lecz ci i dom nie wystarczy.
Jakze takimi dłonmi, na ktorych zawiła mapa,
ciągle jeszcze malenki! – utrzymasz kształt własny?
Juz dawno wyciekł szum, piękny szum i matka
wygasła.
Kiedy ziemia cię woła kazdym ziarnem jak wargą,
ty powierzasz się oczom wyrzuconym jak mosty,
cieniem własnym się chwiejesz, głos dobywasz z oparu
i jak prochno rozświetlasz twarz swą coraz widoczniej
I usypiasz w ramionach pustkę, ktorej się lękasz;
nie wiesz tylko, jak wiele snu ci dadzą i kiedy –
Nie myśl. Starczy. Odmierzą, moj chłopaczku malenki,
i połozą w wieczności miękkiej, czystej jak śniegi.
Moze skąpić ci będą, ale bardzo miłować
i odmierzą ci ładnie w metal śmierci warczącej,
wtedy dłonie podniesiesz i znow dzwigniesz na nowo
strumien mleczny.
Jak Atlas będziesz dzwigał bez konca.