Sielanka jedenasta
Ślub
Pięknego Sieniawskiego cne Muzy chowały
I słodkich zdrojow swoich darem napawały,
Kazda z osobna drogich przysmakow rozlicznych
Nie leniąc się przynosić do jego ust ślicznych.
Takie więc w wonnych łąkach pczoły pracowite,
Gdy ich robotom przyszły chwile przyzwoite,
Z rozlicznych kwiecia smaki co lepsze zbierają
I piękny plastr słodkiego miodu napełniają.
Kazda w myślach swych wielkie nadzieje gotuje,
Kazda sobie uciechy rozne obiecuje:
I waznomyślną radą powiada, i zdroje
Niektore do buławy rękę sposabiały
I drzewem, i paizą władać przyuczały,
I ukazuje rączych pior polot wysoki.
Ta, ze ozdobą pieśni sercowładnych będzie,
Ta, ze wielkich pradziadow swych miejsca zasiędzie
Gładkiej wymowy zbierze w mądre słowa swoje.
Strach tatarski i pewne na potym zemszczenie.
Takie więc młodym synom orlica ćwiczenie
Daje, gdy ich na skrzydle swym nosi w obłoki
A oni więc, skoro się w swe piora odziali,
Gęste stada zorawi dzikich zaganiali.
Tak się on miał swym młodym ramieniem do zbroi,
A wielkich bohatyrow krwi wszystko przystoi.
Bo kogo na świat chwila urodzi szczęśliwa,
Ten przed laty i rozum, i bogactwa miwa.
Przed laty i do nieba sławą wylatuje,
Przed laty ludzkie serca sobie pozyskuje.
Rano się wszystko sypie szczęśliwym na łonie,
Ani miły byt czeka poznej siwej skronie.
A komu obietnice boskie co zdarzają,
Pierwej, nim on zamyśli, w dom mu przynaszają.
Co wiekowi małemu i latom dziecinnym
Przyzwoitszym igrzysku i myślom niewinnym,
Co moze być dalszymi płoty oddzielono,
Jako to, co Cyprydzie złotej powierzono?
Czym ona bawi męskie serca juz dojrzałe,
I małzenstwy wystawia domy okazałe.
Atoli Sieniawskiemu prędzej niz jagody
Wiek osypał, przypadły tak piękne pogody,
Że serce swoje podał do rzeczy statecznych
I nie ulękł się zazyć małzenskich praw wiecznych.
Nadobna nimfo! Krolow starozytnych plemię,
Kiedyś nam brała prawie gwiazdę ruskiej ziemie,
Jakich ci winszowania Muzy nie działały?
Jakimi cię pieśniami w niebo wystawiały?
A tyś więc mądre ucho do ich mow skłaniała
I przy chwale przyjaznych przestrog usłuchała.
Bo skoro przez przysięgę i przez śluby święte
Miedzy wami małzenstwa wielkie słowo zjęte,
Wszystkie wesela, wszystkie radości tam były;
Samego Hymenea tam nie dopuściły
Ostrozne Muzy, bowiem wychowanca swego
Nie śmiały jeszcze oddać z opieku zwykłego,
Ale swą mocną rękę nad nim zatrzymały,
A do ciebie obmowę taką zaczynały:
“Pięknemu Sieniawskiemu, cna panno, oddana,
Tobie teraz nastaje zorza tylko rana;
Ale wieczornej gwiazdy czekać ci nie trzeba.
Ani się ona jeszcze wam ukaze z nieba,
Ani dziś, ani jutro, ani ty zycz sobie
Zrywać owocu, ktory jeszcze nie na dobie.
Kwiat tylko widzisz darow tobie obiecanych;
Dziś nadzieje, a potym doznasz uciech samych,
Ktorym jeszcze i słonca, i pogody wiele
Potrzeba, nim ich będziesz mogła zazyć śmiele.
Wszystko latom podlega, a jako przestałe
Niewielką korzyść niosą, tak i niedojrzałe.
Ani się stąd ucieszył, kto nazbyt leniwie
Szedł za chęcią, abo kto nazbyt ukwapliwie.
Ani się to zdarzyło snadz samej Wenerze,
Chociaj ona jakoby namędrsza w tej mierze.
Bowiem swą kwapliwością cnego Adonina
Utyrała, krolewny cynirejskiej syna,
Ktoremu za onych lat tam, gdzie słonce wstaje,
Rownia nie miały świetne asyryjskie kraje.
Jakowe na obraziech piękne Kupidyny
Malują abo inszych gładkich bogin syny:
Lato ledwie piętnaste, a przy fraucymerze
Nie rozeznać go było, jedno po ubierze.
A miedzy rzezwią młodzią sam krolewic prawy,
Kiedy przyszło pokazać rycerskie zabawy,
Przed wszystkimi i konia ochotniej doskoczyć,
I przystojniej go osieść, i gładzej nim toczyć,
I drzewem złozyć miernie lub tez lotne strzały
Z cięgłego łuku rowny pierścien ubijały
Lub oszczepem do mieśca rzucić przychodziło;
Przed wszystkimi mu szczęście pochwałę darzyło.
Ani na wyścig zaden rownał mu rączością,
Ani w inszych przystojnych igrzyskach dzielnością.
Osobliwie Minerwa za jedno kochanie
Miała go i my, Muzy, przedniejsze staranie
Czyniełyśmy o jego ćwiczeniach ućciwych,
Zaprawując mu serce do cnot świętobliwych
I do pięknej mądrości. Taki więc szczep nowy,
Kiedy mu bujna ziemia słuzy i wiatr zdrowy,
Pilnego ogrodnika ręką uszczepiony,
Przyodziewa się barzo snadno w list zielony
I co rok podrastaniem nieleniwym wstaje,
I nadzieję uzytku niepoznego daje.
A jako słonce, kiedy swoj woz rano toczy,
Do świetnego promienia ludzkie ciągnie Oczy,
Tak się ku niemu wszystkich ludzi zapatrzania
Ciągnęły i ozdobnych spraw oczekiwania.
Snadz i niejedna w domiech wielkich urodzona,
Skrytym cichej miłości ogniem postrzelona,
Gęste wzdychania na swym sercu powtarzała
I zamyślania swoje Wenerze zlecała.
Łakoma rzecz uroda; ani złoto, ani
Świetnych klejnotow promien serce tak urani.
Snadz to i przyjacioły mało wierne czyni,
Bo kazdy sobie woli; więc tez i bogini
Cudze modlitwy głuchym uchem omijała,
A na swą stronę miasto nich zamiłowała.
Co ją za myśli, co ją za chęci miotały?
Jako na wielkim morzu rozigrane wały
Styru nie słuchającym okrętem ciskają,
A władze ani wiosła, ani zagle mają,
Tak Wenus w zapalonym sercu się mieszała.
Bo acz wszystko po myśli mieć się nadziewała,
Ale drobniejsze lata i wiek jeszcze mięki,
I czekania dalekie, i zwłoki przez dzięki
Wątliły w niej otuchy i wolne nadzieje,
Bo miłość za jeden dzien dosyć osiwieje.
Nie tak śnieg, gdy mu słonce na wiosnę dogrzywa,
Prędko taje i w wodny strumien się rozpływa,
Jako ona w szalonym umyśle tajała.
Na koniec sercu swemu dosyć udziałała.
Nazwała to małzenstwem. Czego nie czyniły
Insze nimfy, gdy jej tę skwapliwość ganiły?
Przynamniej aby była lat tych doczekała,
Gdyby go prawym męzem zwać się nie sromała,
Ale rychlej by drzewa, rychlej twarde skały
Zdrowej porady, zdrowych namow usłuchały
Nizli miłość! Łacniej być mogą hamowane
Szalone koła z przykrej gory rozbiezane.
Ma Wenus Adonina wszystkiego w swej mocy,
A jako dzien się ostać nie moze przy nocy,
Jako promienie giną przy złej niepogodzie,
Jako ryba odmienia smak nie w swojej wodzie,
Tak on, wszystkim ucieszny, wszystkim ukochany,
Cny krolewic wziął wielkie w sprawach swych odmiany
Pod rządem nowej paniej. Juz go ani pole
Widywa, ani koniem krązy w rownym kole,
Juz i przed prochem, juz i przed słoncem się kryje,
Juz miedzy rowną sobie młodzią się nie wije.
Czasem po wirydarzach, po chodnikach schadza,
A leda zabawami wiek i zywot zdradza.
Naczęściej go muzyka i tance trzymają
Abo łagodne pieśni w ucho mu wlewają
Mali Kupidynowie, abo mu błaznują,
I sen, i rozpieszczone pokoje cukrują.
Zewsząd pizma i drogie zalatują wonie,
Roze nigdy nie schodzą z utrafionej skronie,
Bankiety całonocne, a chęć pięknej sławy
Zagasła i rycerskie zginęły zabawy.
Muzy wygnane, wzmianki zadnej o dzielności,
Wszystko poległo w miękkich wczasach i gnuśności.
Ludzkie chęci odpadły i serca zyczliwe,
Nastąpiły hanbienia i mowy dotkliwe;
I one piękną krasę i oblicze śliczne
Poszpeciły rozkoszy zbytne, ustawiczne.
Na koniec miłe zdrowie i potrzebna siła
Za zbytkiem przyrodzoną władzą utraciła.
Przyszły choroby i wiek uwiędły w młodości,
A szczętu nie zostało dawniejszej rzezwości.
Śmierć potym, mimo kresy zyciu zamierzone,
Zatłumiła przed czasem ciało utrapione.
Taki więc kwiat na pięknym polu okazały
Nielitościwe grady lub deszcze ulały,
A on poległ na ziemi wszystek pochylony,
I z barwy, i z ozdoby własnej obłupiony.
Jakich tam płaczow, jakich trosk Wenus zazyła!
Jakimi załościami serce swe trapiła!
Co za lamenty lała, co za narzekania,
Co za tłuczenia piersi i ręku łamania!
Ani ubiory, ani szata zadna cała,
Ani na głowie kosa w swej mierze została.
Dopiero błędy swoje i złą radę widzi,
Dopiero się kwapliwym umysłem swym brzydzi.
Chciałaby na wstecz, ale trudno, bo po szkodzie.
Snadz by łacniejsza rzece, ktora morskiej wodzie
Bieg swoj zmiesza, nazad się obrocić do głowy,
Nizli nazad przeskoczyć brod Acherontowy.
Juz by była i na śmierć sama zezwoliła,
Aby była z swym miłym choć i w grobie zyła,
Ale jako rodzajow ludzkich śmierć nie minie,
Tak bogowie są wolni od niej i boginie.
Umrzeć nie mogła. Wszakze ono złe baczenie
Aby jej ponosiło tym mniejsze zelzenie,
Puściła wieści, ze jej oblubieniec drogi,
Wpadając nieostroznie w łowiech na zwierz srogi,
Zębem nielitościwym odynca dzikiego
Obrazony, postradał zywota miłego.
I temu, aby lepszą wiarę uczyniła,
Święto sławne i obchod wieczny postawiła,
Na ktorym Adenina jej nimfy płakały,
A okrutnego wieprza zęby przeklinały.
Nierozum i przed czasem zle o sobie radzi,
I po zgubie na wątłych otuchach się sadzi;
A kto się na ostrozność przystojną ogląda,
Ten z płochej chuci rzeczy szkodliwych nie ząda,
Ale abo się swoim baczeniem sprawuje,
Abo z cudzych przypadkow szczęście swe miarkuje.
I ty, cna panno, gorszej nie obieraj strony!
Nie moze zbłądzić umysł dobrze urodzony
Ani się na podlejsze rzeczy zapatruje,
I owszem, sobie wazne uciechy gotuje.
Jakich ty, da Bog, zaznasz czasow przyzwoitych,
Zazywając i sławy, i cnot znakomitych
Oblubienica twego, kiedy boje krwawe
Będą mu przynosiły zwycięstwa łaskawe,
Kiedy okryje pola poganskimi trupy,
A wielki plon pozenię i bogate łupy,
Więznie w tył powiązane, zacnych murzow zony,
Upominek ze wszystkich tobie wydzielony.
Wszystkim ten dzien zawita znaczny i szczęśliwy,
Gdy go z wojen poniesie kon piękny, chodziwy,
Miedzy tysiącmi młodzi; zmazy jeszcze krwawe
Tarcz okaze i znaczną bojową kurzawę.
Ty będziesz niewymownych pociech uzywała,
Sława będzie pod same obłoki bujała.
A jeśli więc potrzeby zajdą pokojowe,
Z niego Rzeczpospolita wezmie rady zdrowe.
Na nim rzeczy polega i na jego głowie
Zechcą wesprzeć majestat swoj mozni krolowie.
A gdziekolwiek obroci twarz swoje szczęśliwą,
Zewsząd usłyszy w niebo modlitwę zyczliwą:
Aby wiecznie zaznawał szczęścia pogodnego,
Aby zył jako długi kres wieku ludzkiego.
A to więc niech dla chełpy nie będzie rzeczono:
“Bez nas nic nie moze być w rzeczach tych sprawiono”.
Siła farb rozmaitych obraz potrzebuje,
Ktory dopiero węglem malarz narysuje,
A zaniedbanie wiele pięknych rzeczy roni;
Ani zaden las takich wychowa jabłoni,
Chociaj tam drzewo mnozy samo przyrodzenie,
Jako więc ogrodnicze roztropne szczepienie.
Majętność wielka w nikim serca nie obudzi
I wiele nikczemnikow najdziesz moznych ludzi,
Ktorych i zycie jako jednego nędznika,
I zeście rowne śmierci mdłego zagrodnika,
Kiedy go przy motyce dusza odbiezała,
A po nim zadna głośna sława nie została.
Ale gdzie rozum świetną majętnością władnie,
Tam i dzielność, i jasna cnota idzie snadnie,
Tam i przewaznych rzeczy wielkie zaciąganie,
I nieśmiertelne w uściech ludzkich wspominanie.
A na co gibką młodość z razu kto nachyli,
Do tego się przez wszystek wiek na potym sili.
A kto szczwania nie świadom, prozno z nim na pole;
I tamek, mowią, ostry z młodu zaraz kole,
Z młodu sokoła w bujne łowy zaprawują,
Z młodu juncom do jarzma karku nadłamują.
Na początku nalezy! Kto ten dobrze sprawi,
Połowicę wygrawa i na tym wiek trawi”.
Tu Muzy przestawały, a pannę wrodzony
Wstyd rumienił i wzrok jej do ziemie wlepiony
Nie dał się podnieść ani przyszło jej do mowy;
Taki więc stoi świetny obraz marmurowy,
Gdy go pilnego mistrza ręka ugładziła
I ozdobą przystojną kształtnie udarzyła.
Trudno sądzić, co w skrytych myślach się taiło,
Bo komu z przyjacielem rozstawać się miło?
Lecz poszły zdrowe rady i tak ukochany
On młodzieniec znowu jest swym Muzom oddany,
A ony go uniosły w swoje piękne kraje.
Tobie, cna panno, jeśli tęsknica zostaje,
Niechaj zostanie wespoł nadzieja stokrotna,
Ktorą-ć na potym odda z lichwą chwila wrotna.