Українська та зарубіжна поезія

Вірші на українській мові






Sielanka dziewiąta

Kiermasz

Tyrsis, Menalka

TYRSIS
To z kiermaszu, Menalka?

MENALKA
Z kiermaszu moj bracie.
Aza nie znać?

TYRSIS
Znać, az mi miło patrzyć na cię.

MENALKA
To dlaczego? Czy zem się trochę więcej napił?

TYRSIS
Nie dlatego. Czemuś się tak prędko pokwapił?
Jeszcze ledwie z południa, a wieczor biesiady
Najlepszym jest powodem. Czyś się jakiej zwady
Obawał? Czy cię insza sprawa wywabiła?

MENALKA
Młodsza się tam czeladka tancem zabawiła,
A w domu pustki. Trzeba wyrozumieć młodzi,
Nam starszym na mało się biesiada przygodzi.

TYRSIS
Pospolicie ojcowie naszy tak działali:
Czeladce we dni święte tancow pozwalali,
Sami się zabawiali domem, a bywała
Czeladz dobra i długo miejsca się trzymała.

MENALKA
Mało nie prawda, a dziś w rzeczy ją chowamy
W więtszej grozie, a częściej zle o niej słychamy.
Nie obmawiam nikogo – i tu u sąsiada
Co się dzieje? Chociaj tam nie bywa biesiada,
Chociaj czeladz trzymają gorzej niz w klastorze,
Przedsię co rok bywają z bykowym we dworze.

TYRSIS
Tak to bywa: i twarda kryga na kieł bierze;
Złe i miękkie wędzidło. Nalepiej stać w mierze.
Ale coście za kiermasz mieli? Było siła
Luda? Czy się juz i ta niwa wyrodziła?
MENALKA
Wie to Pan Bog, co teraz za czasy nastały!
Przed laty zewsząd bywał gmin ludu niemały,
A dziś o nabozenstwie więcej coś gadają,
A starozyte, święte zwyczaje ustają.

TYRSIS
Tak to idzie, jak zywo, skoro ludzie nowi
Nastaną, wedle głowy swej kazdy stanowi,
Stare gani. Ano więc, co się ulezało
Długimi laty, lepiej, zeby się chowało.
Ale wzdy były pieśni jakie i muzyka?

MENALKA
I o tym nie wiem, co rzec. Wszystko się pomyka
Na doł; zginęli dawni dobrzy kantorowie,
A miasto nich leda kto muzykiem się zowie.
I pieśni marne jakieś, nastrzępione słowki
Bez rzeczy, a w nich ganby tylko i przymowki.
Przedtym lub święte, boskie nieśmiertelne chwały,
Lub męznych bohatyrow dzieje w uszach brzmiały,
Lubo co wesołego; teraz świat jakoby
Wszystek warczy i zwykłe umilkły ozdoby.
I to nie dziwia; jakie dzieje, takie pienie,
Bo na te rymopisy nie bywa baczenie,
Jedno u ludzi wielkich, ktorzy świetne sprawy
Swoje chcą, aby wiecznej dostąpili sławy.
A gdy świat gnuśność albo nikczemność osiędzie,
Co ma śpiewać rymopis? Abo jakie będzie
Miał miejsce u tych, ktorzy radzi by zgasili
Słonce na niebie, a tym błędy swe pokryli?
A iz ludzkie języki przedsię nie proznują,
W uściech się same prawie przymowki formują.

[TYRSIS]
Ale wzdy i z tej miary było co grzecznego?

[MENALKA]
Było cozkolwiek, lecz ja nie pomnię wszystkiego.

[TYRSIS]
Cokolwiek pomnisz, niech tez będę uczesnikiem.
A tym czasem przysiądzmy tu pod tym chłodnikiem,
Az się słonce przesili; zwykł znoj głowie szkodzić.

[MENALKA]
Pieszczonym tylko głowom zle po słoncu chodzić,
Nam robotnym nie wadzi. Pomału pojdziemy,
A rozmawiając lzejszą drogę uczyniemy.
Jedna mi się tam grzeczna widziała druzyna,
Ktora Dyjannę i jej brata, Apollina,
Wielbiła na przemiany. Na dwie stronie stali:
Ci przestawali, drudzy po nich zaczynali.

Pierwsza strona
Muzy, nadobne Muzy, prozno was poząda
Oglądać człek zawisny. Kto was nie ogląda,
Nigdy ozdobnym, zawsze wzgardzonym być musi.
Kto was zazna, kto darow waszych raz zakusi,
Nigdy wzgardzonym, zawsze ozdobnym się stawi.
Najszczęśliwszy, kto z wami do śmierci wiek trawi.

Wtora strona
Zazdrość mowi: ,;Nie mistrz to, co po trosze śpiewa
I co się jako morze z pieśnią nie wylewa”.
Apollo zazdrość nogą potrąci i rzecze:
“Wielka egipska rzeka wiele błota wlecze,
A pczołki, co wdzięczny miod w Hymecie zbierają,
Z małych się, a przezornych strugow napawają”.

Pierwsza strona
Gdzie Apollo okiem swym wejrzy, owce w wełnę
Odzieją się, wymiona mleka będą pełne,
Będą jagnięta swoje cząstkę wysysały
I dworniczki swą takze będą wydajały.
Ktora jedno rodziła, będzie dwoje miała:
Te u cycka, a drugich będzie donaszała.

Wtora [strona]
Pan mi na stado moje pojrzał okiem krzywym,
Zaraz kozlęta głosem wrzasnęły straszliwym,
Bydło jęło grześć ziemię, owce powieszały
Głowy i zwykłej swojej pasze zaniechały,
I teraz skora tylko włoczą się a kości.
Barzo pasterzom boskiej potrzeba litości.

Pierwsza strona
Apollo zawsze młody, Pallas zawsze panna,
Apollo z łuku strzela, strzela i Dyjanna.
Śrebrne strzały Dyjanna z łuku wypuściła,
Jedną w jawor, drugą w dąb twardy ugodziła,
Trzecią we lwy, a czwartą ani we lwy, ani
W jawory, ale kogoś zuchwalszego rani;
A rani całe miasto, gdzie zbojcy mieszkają,
Co miedzy swym a obcym roznice nie mają.
Nieszczesni, ktorych ona gniewem swym dosięze!
Tam bydło morem, zboze złym gradem polęze.
Starcowie młode syny będą grześć, a zony
Leda gdzie potyrają płod nie donoszony
Abo w niewolstwie będą nędznice rodziły.
Jej strzały kazdego z nog prawie obaliły.

Wtora strona
Apollo gra na lutni, Pallas pięknie śpiwa,
Apollo biesiad, zartow Dyjanna zazywa.
Wesoła myśl nie bywa nigdy zazdrośliwa,
Szczerym ludziom Dyjanna zawsze sprzyjazliwa.
W ktory dom ona pośle swoj promien wesoły,
Tam zyznie pola rodzą, tam pełne stodoły,
Pełne obory bydła, pełno majętności,
Ludzie zdrowi i w sile trwają do starości;
Młodz się nadobna rodzi, rodzicow słuchają
Synowie ani zony z wstydu wykraczają.
Kazdy szanuje, kogo szanować przystoi,
Nigdy swar i niezgoda w domu nie postoi.
Zołwice i bratowe u jednego stołu,
I świekry, i niewiestki jadają pospołu.

Pierwsza strona
Dyjanna, gdy nabije zubrow albo łosi,
Albo dzikich świn, z wozow Alcydes je znosi.
Śmieją się mu bogowie, a nawięcej jego
Macocha, gdy na grzbiecie lub zubra całego
Dzwiga, lub wieprza, choć go posoką pluskają,
On ich jeszcze potrząsa, ze nogami drgają.

Wtora strona
Nie tylko się Apollo obiera Muzami,
Gdy potrzeba, umie on władać i wojnami.
Apollo krokodyla srogiego połozył,
Apollo setnorękie dziewięsiły pozył.
Kiedy pokoj, nadobna z Muzami zabawa;
Dobrze idzie z rozumem i marsowa sprawa.

Pierwsza strona
Chytre słowa Alcydes do Dyjanny mawia:
“Nie zawsze się myślistwo twe dobrze obławia.
Na co liche zające lub sarny bijają?
Ciebie niechaj narody ludzkie przyznawają
Dobrodziejką, jako mnie. Mało się przygodzi
Zajączek lubo sarna i mało zaszkodzi.
Zubrowie szkodzcy wielcy, takze świnia dzika:
Na te niechaj smycz twoja męzne charty zmyka”.

Wtora strona
Dobrze Alcydes mawia, bo jednoz staranie
O małym, a z wielkiego więcej się dostanie,
Bo on rad siła bierze. I wielcy krolowie,
Gdyby na Alcydowym polegali słowie,
Raczej by Wołhę abo Dunaj wojowali,
A z tamtych panstw bogate plony zawracali.
Mniej by do ukrzywdzenia bywało przyczyny
I stałyby w pokojach domowe chrościny.

Pierwsza strona
Merkuryjus, o dzieci, małym ubłagany,
Jemu mleko albo miod z barci urzezany.
Nie tak Alcydes, jemu potrzeba tłustego
Wołu albo barana z trzody wybranego.
Ale tez wilkow broni. Małą rozność mają:
Wilcy-li, czyli stroze stado wyjadają.

Wtora [strona]
Cięzki puklerz, lecz ciała wszystkiego on strzeze,
I miasta mają swoje baszty, swoje wieze.
Więcej pies zje niz owca, a co owce mają
Pasterze, dobrą karmią duze psy chowają.
Małym trzeba ochraniać wiela, kto załuje
Mała dla wiela, często na wszystkim szkoduje.

MENALKA
Tu, zda mi się, przestali. Jednym się widziała
Niezadna piosnka, drugim inaczej się zdała.

[TYRSIS]
Ale juz dom przed nami. Ustąpmy ku chłodu.
I ty nogom spoczyniesz z dalekiego chodu,
I w święto z przyjacielem zabawić się godzi.
Tym czasem o wieczerzej zonka się zachodzi.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Sielanka dziewiąta - SZYMON SZYMONOWIC