Do Lucjana Rydla
Chciałbym ci najbujniejszy kwiat złozyć na piersi,
chciałbym cię w najjaskrawsze ubierać kolory,
koło twych myśli rzucić przez najpierwsze wzory,
na czole upleść wieniec woniejących zioł,
co czarodziejską upoiwszy siłą
fantazję… w świetlne koła by cię wyrzuciło.
Błądziłbyś…
Nie znając granic dla swego kształtu,
nie widząc konca swemu objęciu,
a czując wszechbyt swego pojęcia
i znając przetwor swego poczęcia,
płynąłbyś falą w przestrzeni,
zyłbyś zyciem wszystkich tworow,
tchnąłbyś zycie w wszelki kształt,
miałbyś światło meteorow,
jaśniałbyś jak gwiazda,
nie wieki na jednym świecie,
ale wieki we wszechświecie,
i juz byś nie zaznał płaczu
ani śmiechu, ani bolu,
ale znałbyś przeznaczenia
potęgę.
Lecz ty nie śpisz jeszcze snem
czarodziejskich sił,
ani pierś ci zakwitnęła
najbujniejszym kwiatem,
ani tobie tęcza siostrą,
ani tobie czucie swatem. –
Rzuć pojęcia, co cię wiązą,
zerwij więzy – choć do strun
duszy przydziergnione,
nie zlęknij się muzyki burz,
nie zlęknij się jaskrawych łun,
fantazję sobie wez za zonę,
leć za nią. –
Bo mi cię zal, gdy ciebie widzę
jak roślinę (na tym samym zginie łanie,
gdzie urosła).
Wyssają łodygę słodką,
oberwią kwiatuszki,
aze zwiędną listki zywe,
łodyga i kwiatuszki
innych chwilowym szczęściem
nieszczęśliwe.
Czekam na cię, bo mi smutno
samemu,
bo nie mogę dojść do celu,
ale poty błądzić muszę,
aze drugą znajdę duszę.
Bo za dumne, za wieczne podwoje,
gdzie strazą uczucie i siła,
gdzie śmierć i sława czekają,
samotnika zaduszą,
zadławią, a nie puszczają.
Dwu idących wpuścić muszą.
Za dumne, za wieczne podwoje
wchodzi się tylko po dwoje,
by siłę przemoc siłą,
uczucie zwalczyć uczuciem,
śmierć – własną śmiercią przerazić,
a sławę cieniem postawy
i przejść wrota
nieśmiertelne bez trwogi.
Tam dopiero myśl leci
bez granicy,
tam dopiero się świeci
ogien miłości.
Nam trzeba za cenę zycia
po ogien jasny iść,
przejść siedem czarnych pol,
minąć siedem czarnych bram,
az się zhartuje bol…
do samego dotrzeć ołtarza,
porwać ogien strzezony,
zanieść w ojczyste strony.
To cel…
Przez litość – tam
nie pojdę sam,
ani ja śmierć przemogę,
ani dosięgnę sławy –
choć znałbym i wiedział drogę,
błądzę.