Gdy się człowiek robi starszy
Gdy się człowiek robi starszy,
Wszystko w nim po trochu parszy-
wieje;
Ceni sobie spokoj miły
I czeka, az całkiem wyły-
sieje.
Wowczas przychodzą nan zale,
Szczęścia swego liczy zale-
głości,
I mimo tak smutne znamię,
Straszne go chwytają namię-
tności…
Z desperacją patrzy czarną
Na swe lata młode zmarno-
wane,
W Wspomnien aureolę boską
Pręzy myśli swoje rozko-
chane…
Z zalem rozwaza w swej nędzy
Kazde “nicniebyłomiędzy-
nami”,
Kazdy niedopity puchar,
Kazdy flirt młodzienczy z kuchar-
kami…
Wspomni z jakąś wielką gidią
Swe gruchania, ach, jak idio-
tyczne,
I czuje w grzbiecie, wzdłuz szelek,
Jakieś dziwne prądy elek-
tryczne…
Jakąś gęś, z ktorą do rana
Szukali na mapie Ana-
tolii,
Jakiś powrot łodką z Bielan,
Jakiś wieczor pełen melan-
scholii…
Gdybyz, ach, snow wskrzesła mara,
Dziergana z rozkoszy ara-
beski,
Gdybyz bodaj raz, ach, gdyby
Sycić swą CHUĆ jak sam Przyby-
szewski!…
I wdycha zwiędłe zapachy
Nad swych marzen trumną nachy-
lony,
I w letnią noc, w smutku szale,
Łzami skrapia własne kale-
sony…