Człowiek nie umiera
Śniło mi się, zem umarł. Jeszcze brzmiały kroki
Krzątającej się w domu gospodymi Walerci,
Potem wszystko ucichło, sen stał się głęboki
I wreszcie zobaczyłem, jak to jest po śmierci.
Żona mnie ułozyła w niewygodnej trumnie
I ugniotła starannie, zebym się nie wiercił,
A potem przyjaciele zjawili się tłumnie,
Bo przyjacioł dopiero miewa się po śmieci.
Staś Dygat, roztargniony, ogolił się, ostrzygł
I przyszedł w przekonaniu, ze to imieniny,
Minkiewiecz spytał zony: “Co robi nieboszczyk?…”
I dziwił się, ze nos mam jak od wodki siny.
Z Ministerstwa Kultury i Sztuki referent
Przyleciał, by wziąć dane do wzmianki prasowej,
Wciąz mylił się i mowił zamiast Brzechwa – Berent
I ksiązkę Sokorskiego włozył mi pod głowę.
Zjawiły się w gazetach nekrologi krotkie,
Bo ludzie, gdy kto umrze – są do pochwał skorzy.
Nawet Szancer powiedział przy kawie ze smutkiem:
“Szkoda go, choć ostatnio pisał coraz gorzej.”
Adam Wazyk w “Tworczości” (widziałem to we śnie)
Z właściwym sobie znawstwem napisał: “Niestety
Nagła śmierć, jak średniowka, przecięła przedwcześnie
Ośmiozgłoskowy trochej zmarłego poety.”
Putrament na zebraniu omowił pokrotce
Sprawie walki o pokoj poświęcone cykle,
ŤSzpilkiť wydały numer w załobnej obwodce,
Lecz przez to się nie stały smutniejsze niz zwykle.
Bratny w “Nowej Kulturze” kropnął wiersz liryczny,
Z ktorego zrozumiałem jedynie początek,
Wrescie ŤExpressť ogłosił konkurs błyskawiczny
Na temat: “Czyj to pogrzeb odbędzie się w piątek?”
W “Tygodniku Powszechnym” w felietonie świezym
Kisiel wykazał ściśle, czym zmarły nie grzeszył.
Radio-Londyn podało, ze mnie zgładził rezym –
Audycja miała tytuł: “Mała rzecz, a cieszy”.
Zwłoki me wystawiono w Związku Literatow.
Pioro wieczne sterczało w dłoni jak buława,
Na pierci miałem order, stały pęki kwiatow
I rosły mi po śmierci paznokcie i sława.
W kondukcie pogrzebowym kroczyli przejęci
Brydzyści (bom przegrywał). Inni szli weseli.
Trumnę nieśli krytycy oraz recenzenci
I milczeli. Gdy zyłem – tak samo milczeli.
Wśrod stosu wiencow jeden, przybrany we wstązki,
Ucieszył mnie w tym miejscy wiecznego spoczynku:
Przyniosły mi go dzieci, ktore moje ksiązki
Czytały, zanim jeszcze zbrakło ich na rynku.
Kruczkowski palnął mowę odczutą głęboko,
Chwaląc – choć ich nie czytał – zbiorki moich wierszy,
Paweł Hetrz – w kapeluszu – przyglądał się zwłokom:
On nigdy kapelusza nie uchyla pierwszy.
I nawet w Sekcji Tworczej, złozonej z autorek
Pisujących dla dzieci, powzięto uchwałę,
By wygłosić referat w nadchodzący wtorek
O tym, czego przez siedem lat nie napisałem.
Pomnik moj stanął w Związku pośrodku dziedzinca,
A poczta, by mnie uczcić, wypiściła znaczki,
Na ktorych widniał portret Hilarego Minca
Trzymającego w dłoni tom “Kaczki-dziwaczki”.
Niestety, kiedy szczęście było juz bez granic,
Ze snu wyrwał mnie nagle ostry głos Walerci.
Więc nie umarłem? Szkoda! Wszystko na nic!
A takie piękne zycie mogłem mieć po śmierci.