Oczyszczenie
Światłu temu schodzący w obraz
jestem drzewem czy ptakiem ślepym?
Błyskawicy srebrnej koronka
cien moj toczy wysmukłym niebem.
Więc ruchliwą twarzą zwrocony,
gdzie odległy juz piorun stąpa
ręce moje jak dwa liście klonu
na ogniste kładę niebiosa.
Będę trwać tak poł-człowiek, poł-drzewo
na cierpliwej powietrza wadze.
Kiedy serce ułozy mnie siwe
w miejscu światła, gdzie lśniącą kładzie
kość jak cacko – Bog z uśmiechem dziecka –
będę tylko juz drzewem bezlistnym,
a zły ogien jak krucha owieczka
pojdzie dalej niewinny i czysty.
Jakąz wtedy otrzymam własność?
Zejdę nizej – a kamien i prochno
nowe niebo utworzą, by zasnąć.
Chłodne niebo i smutne. Gdy w gorę
pojdę – obszar bez granic mnie wchłonie
i stanie nagle się światłość
mała jak okna płomien.
Chłodny płomien i smutny.
Będę trwać więc niebu na przekor
w obraz idąc wspomnieniem bosym:
dzwonił gromko na piaszczystym brzegu
w liściu chmury jak zołądz – kościoł.
Gołąb z gipsu tam mieszkał nad lustrem
wody świętej, co spadając ostro
na me czoło i dziecięce usta
słowo małe uczyniła siostrą.