Groteska bardzo smutna
Niby kosmiczny delfin
niebem, ktore nazywasz roznie,
przebywa ziemską przestrzen
apokalipsy ciało duze.
Zaiste, straszne jest,
gdy w oko spojrzy nagle
i jak twoj głos i cien
wytrwałym pojdzie śladem.
Gdy ręką dotknie zimną
blasku chwiejnego pełną…
na prozno mowisz: siło,
niech ci otworzę niebo,
przepadnij, zostaw nas
u rzek niebieskich ściegu,
nie chcemy twoich gwiazd
i ognistego wieku.
Powracaj. Kiedyś w ksiązce
na liter strojnym łancuchu
stałaś groząca jak Mojzesz
z gromem napiętym na łuku…
Czytelnik srebrny pod drzewem
święty – jak mowi pismo –
kruszył w śpiewaniu wersety
i wzywał: apokalipso.
Teraz – ty w gorze straszna, my – nisko,
ty nas nie odczytasz, my ciebie
i wspolne nasze nazwisko
ku jakiej drodze nas wiedzie?
Jeśli nad ciałem gromnicznym
wołać nam wolno i ręce
składać na kolbę i krzyzyk,
czas kamienować niewdzięcznie –
nie daj, strzegący kresu,
by potem w kraju pszenicznym
nasze rumiane dzieci
bawiły się w apokalipsę.