List do Irydy
Od niebieskiej piękniejsza kolorow obręczy,
Ciebie, Irydo, wielbię pod imieniem tęczy;
Zbiorze wdziękow; te innym oszczędnie rozdała,
Na ciebie z rozrzutnością natura wylała.
Do kogo piszę, kazda z twych rywalek zgadła.
Ty wątpisz? Poradz – ze się natychmiast zwierciadła.
Jeśli twoja ostrozność schlebnym go rozumie,
Radz się czystego zrodła, to zmyślać nie umie.
Macie, Włoszy, Wenery posąg przednio ryty
I obraz, gdzie jest duch jej pod farbą ukryty.
Pysznicie się, i słusznie; my się pysznić mamy
Słuszniej, mając piękniejsze w naszym kraju damy.
Z ciebie by starozytni, Irydo, malarze
Kształtność biorąc, boginią wstawili w ołtarze.
Nie tylko jest czułych serc śliczność twoja celem,
Jeszcze jesteś wybornym grzeczności modelem;
Tobie nasz hołd nalezy, tobie pełna chwała.
Nie bądz nazbyt cnotliwa, będziesz doskonała.
Skromności dając dowod przez politowanie,
Po gaiku biegając, mijasz inne panie.
Ładnie się wydawały: zszedłszy się na koncu,
Tak przy tobie pogasły jak gwiazdy przy słoncu.
To dziś dłuzej niz wczora kilką minutami,
Oglądając się na cię, świeciło nad nami
Sam widziałem, widziałem, gdyś się na upały
Skarzyła, w tym momencie zefiry zawiały.
Jezeli fałsz utwierdzam, o, grono dziewiąci
Dziewcząt, spraw, niech połnocnym moj wiersz lodem trąci.
-ąc wolność, miłości znając dobrze wniki,
Na ktore ona wpędza swoje hołdowniki,
Umyśliłem nie kochać az do zycia kresu.
Mam ja serce z zelaza, lecz ty masz z magnesu!
Włocznia moją rozrywką, mieszkaniem las dziki,
Prześladuję szkodliwe zubry, łosie, dziki,
Az dotąd sama srogość mą zabawą była.
Tyś mnie pierwsza, Irydo, wzdychać nauczyła.
Co to jest? gdy cię ujrzę, zaraz kolor mienię:
Albo blednieję, albo zbytnie się czerwienię.
Gdy chcę do ciebie mowić, mięsza mi się mowa,
Źle połączone, często wpoł przecięte słowa.
Przystępując ku tobie wczora w zmrok, dziś rano,
Ledwie mnie moje drzące strzymało kolano.
Gdy po dziennych fatygach zaśnie moja dusza,
Twym się cieszy obrazem z łaski Morfeusza.
Rozne przyjemne we snach często widzę dziwy,
Powiem ci z nich ostatni, bo jest osobliwy.
Nie zartuj ze mnie, proszę, ze ci chcę sny prawić:
Wiele się z nich jawiło i moze ujawić.
Onyromantow sławna u dawniejszych sztuka,
I w Jeruzalem takze kwitnęła nauka.
Niektorzy za grunt wiary po świecie roznieśli,
Co się niegdyś przyśniło Jusupowi cieśli.
Moj sen zaś był takowy: skorom zamknął oczy,
Widzę, ze do mnie jakiś chłopczyk miły kroczy,
Nagi, lecz nie ubogi, bowiem złote strzały,
Łuk, pochodnia panięciem być go wydawały;
Uśmiech miał ten sam, co ty, skład i kolor twarzy
Takowyz, wesołość w nim, jak w tobie się zarzy.
Oczka, nie wiem, czy takiez miał sobie nadane,
Bo złotolitą wstęgą były przewiązane;
Szedł jednak, jakby widział. Lubo wzrostem mały,
Ale by jaki rycerz zdawał mi się śmiały,
“Pojdz za mną – mowi do mnie – w te pieczary ciemne..
Moja pochodnia lochy oświeci podziemne,
Wprowadzę cię do skarbow, ktorych strzegą gnomy*.”
Ja, ktory nawet przez sen nie bywam łakomy,
Odrzuciłem z pogardą radę pacholęcia;
Lecz to, nie odstępując swego przedsięwzięcia,
Ująwszy mię szczupluchną, lecz silną prawicą,
Iść przed sobą okropną przymusza ulicą.
Mijam cuda natury, mnogie Pluta zbiory
I niezliczone, ktorem postrzegł, dziewotwory.
Co najwięcej w onej mię przeraza otchłani,
Gdy je szybko przebiegam, widzę ciebie, pani,
Do niezbędnego gnoma, zgrzybiałego laty,
Przywiązaną za rączkę plecionymi kwiaty.
Wzrok moj był oszukany, lecz doszedłem uchem,
Że te były straszliwym podbite łancuchem.
Tu moj wodz z gniewem rzecze: “Czy znasz mię, Irydo?
Ja jestem on od ciebie wzgardzony Kupido,
Jam prosił boga Menhy, azeby za karę
Tę nierozdzielnie z tobą powiązał poczwarę.
Okrutna nieuzytość i twoj umysł dumny
Niejednego zapędził amanta do trumny.
Wszystkich wdziękiem wabiąca, nikomu łaskawa,
Zawsześ pyszną deptała nogą moje prawa;
Jesteś więc dla mej zemsty, dla przykładu ludom,
W wieczny pozer oddana tęschnocie i nudom.”
Nie dość, ze mściwy bozek butną mową grzeszył,
Jeszcze ci pierś perłową srogą strzałą przeszył.
Rzucę się nan, chwytam go, wnet się wyswobodził
I bełtem jadowitym w serce mię ugodził.
Krzyknę z bolu i moj krzyk przerazliwy budzi
Smaczno śpiących sąsiadow i słuzących ludzi.
Pełno ich jest w przysionkach, pełno ich na sali,
Ci mniemają, ze gore, ci, ze się dom wali.
Powiedziawszy o marze, ktorą sen poduszcza,
Ledwie wierząca pokoj wrociła mi tłuszcza.
Lecz wprawdzie tak mię ow sen złudził, czy nie złudził.
Lubo juz czasu wiele, jakom się obudził,
Czuję potęzne skutki postrzału mojego.
Powiedz, luba Irydo, czy nie czujesz twego?