Ikar
I pomyśleć:
Ilu tu słow by znowu trzeba,
By zapach szumiał w porcelanowych nozdrzach,
By język niegdyś wilgotny przestał być rzezbą w soli,
Oczy dwojgiem rozowych świateł,
Co zdobią,
Nie widzą!…
Co nas bowiem przeklina? (Przeklina znaczy: oddala,
Bezradnych jak na lodowisku tanczące koszule…)
Ta prawda, co jest ciemna, lecz ziarnista jak stal,
Czy skrzydła
Z ptasich pęcherzy, rozpiętych na promykach?
Oto Ikar wzlatuje. Kobieta nad balią zanurza ręce.
Oto Ikar upada. Kobieta nad balią napręza kark.
Oto Ikar wzlatuje. Kobieta czuje kręgosłup jak łunę.
Oto Ikar upada. W kobiecie jest bol i spoczynek.
Jej śpiew jest ochrypły, twarz kobiety jak pole
Usiane chrustem gonitwy, ptasich tropow zakosow,
Tu zbliz się z pędzelkiem do jaskułczenia brwi,
Tu proszę, sprobuj ptaszka uwiezć na promieniu…
Piękno? Podobno w napowietrznych pokojach,
Alez jaka chmura udzwignie nam balię,
Alez w imię piękna wykląć rzeczy cięzkie,
Stoł do odpoczynku łokci krzesło do strazy przy chorym!
Brueghel malował wołu ten był w pierwszym planie,
Wykląć Brueghla, bo w drugim dopiero Ikar jak mucha
Wzbijał się?
Spadał?
Omiatał nieboskłon
Cukrzaną chmurką na lepkim patyku!