Drogi powracające
Rzeka odwraca swoj bieg,
Od morza płynie do zrodła.
Wracają minione brzegi,
Nadpływa młodości urna.
Jawią się stare bezdroza,
I dawna lipcowa mgła.
Nie zobaczymy juz morza
Od strony dna.
Wszystko się zwija z powrotem,
Rzeka się toczy na wspak.
Napływa karczma z obłokiem,
A nad nią wypchany ptak.
To tam, w tej karczmie, pod strzechą,
Mowiło się: “odejść czas”.
Czas odszedł, zostało echo
I dotąd przyzywa nas.
Nadciąga wiejskie urwisko
O barwie sprzed wielu lat.
Tam miłość stała tak blisko,
Ten kwiat to był nawet jej kwiat.
To było tam, u tej skały,
Na skraju fiołkowych wydm.
Miłość odeszła. Zostały
Widma płaczące do widm.
Karykatury tych wspomnien
Upiorny mają dziś garb
I mają oczy bez ogni
I twarze sine bez farb.
A rzeka kurczy się, ścieśnia
I z trudem pcha się pod prąd.
Jeszcze ten dom, i czereśnia,
I ogrod widziany stąd.
I ja biegnący przez ogrod
Z krzykiem, ze “nowość”, ze “dzien”!
Tam jeszcze odlot. Tu – odwrot.
Tam jeszcze światło. Tu – cien.
Tam jeszcze śpiewne przestworza,
Tu – pierwsza surowa łza.
Nie zobaczymy juz morza
Od strony dna.