Poranek i wieczor
Widziałem wczesną zorzę i wieczor widziałem.
Żyłem z miłości i z miłości umierałem.
Wiosna, lato i jesien przeszły, idzie zima,
Mroznych przeciągow czasu juz nic nie powstrzyma.
Chcę jeszcze patrzeć w piękną twarz długie godziny,
Innej, oprocz patrzenia nie znając przyczyny.
Mogłbym, z tobą w ustroniu leśnym zamieszkawszy,
Nie załować, ze mija moj czas, nie łaskawszy
Dla mnie, dzisiaj, wśrod ksiązek, ciszy i skrzypienia
Sosnowych podłog w starym domu pełnym cienia.
Mogłbym nad morzem słuchać z tobą szumu fali
W noc letnią, nim się gwiazda poranna zapali,
Krzesząc z mrocznych bałwanow blask wszystkich metali.
Gdziekolwiek jestem, dokądkolwiek kroki zwrocę,
Czymkolwiek się ucieszę, jakkolwiek zasmucę,
Wszędzie obecność twoja albo myśl o tobie.
Co ja, niepowściągliwy, mowię dziś, co robię?
Moja mowa zaledwie poł prawdy zawiera.
Połowa mego zycia jak pustynia szczera.
Jak liście opadają obumarłe lata.
Z nią, dla niej obiecałem zyć do konca świata
Jej i mojego.