Do Żydow
Wybrany po raz nie wiadomo ktory
Środ człowieczego potomstwa tej ziemi
Na wyniszczenie, na śmierć i tortury,
Tym razem nawet chirurgii i chemii –
Zamknięty w ghettach i stadem stłoczonym
Do bram biegnący, by z nędzy i gruzow
Wiezli cię potem wapiennym wagonem
Ludzcy rzeznicy do ludzkich szłachtuzow –
Byś nosząc gwiazdę Dawida dla śmiechu,
Że ongi silnych obalał był z procy,
Do ostatniego wciąz liczył oddechu
Na jakąś pomoc lub złudę pomocy –
Byś znakowany numerem na plecach,
Odwszony z brudnych barakow i kojcow,
Stosami kości nawarstwiał się w piecach,
Syn takich samych, jak wszyscy my, ojcow –
Byś nie pojąwszy nic z losu własnego,
Od pierwszej chłosty po zycia ostatek
Pytał się nieba i ziemi: dlaczego?
Syn takich samych, jak wszyscy my, matek –
Tak w swej niedoli cierpiący, jezeli
Szukasz gdzie bliznich, spojrz między upiory
Tych co do konca wraz z tobą cierpieli,
Bracie z tej samej gazowej komory.
Tak w swej niedoli samotny, gdy pytasz
Czy nikt nie pojmie twych nieszczęść ogromu,
Spojrz, kogo wlekli przez długi korytarz
Tej samej nocy, tuz przy twoim domu.
Tak w swej niedoli przez moznych zdradzony,
Co świat sprzedali za kule i ołow.
Spojrz, jak ginęli nam bracia i zony,
Wszyscy zmieszani dziś w garści popiołow.
Tak pogłębiony siłami ciemnymi,
Błądząc wśrod grobow i zmory bezsennej,
Spojrz, jaką hanbę siał wrog w naszej ziemi,
Gdy w niej dolinę otwierał Gehenny.
Tak doświadczony, gdyś powstał w Warszawie,
By choćby ginąć, lecz. wolnym nareszcie,
Spojrz, co zostało po krwi i po sławie
Z naszej świątyni powstancom wolnym mieście.
Ach, tak ze wszystkich narodow wybrany,
Spojrz, jak jest wspolna Jeruzalem nasza,
Ty coś od płaczu kamieniał u ściany
I coś nie przestał wciąz czekać Mesjasza.