Krew i woda
Przybiegła do mnie drząc i pyta w niepokoju:
– Ty śpisz? Czy słyszysz? – Rzekłem: – Słyszę. –
Lampionow chinskich rząd nad wodą się kołysze
I zab ogromny chor rozlega się w pokoju.
Na chłodną biel poduszki księzyca pada światło,
Przedsennych spraw przeminął cięzar w mozgu.
W szumie bijących fal o stopy moje bluzgu,
To wszystko lekko tak, tak mi przychodzi łatwo.
Zakryj, o luba, biel twej nogi obnazonej.
Odsuwam duszność ścian, juz pokoj nie wystarcza.
W niewolę wzięła mnie księzyca blada tarcza
I szkocki dziki traf sukienki twej zielonej.
Nie zblizaj do mych ust mokrego twego ciała.
Kolumne białych nog oddechem pachną morza,
Juz się to stało raz! Juz kiedyś takeś stała.
O wodo zimna, przyjdz w gorąco mego łoza!
Jeszcze w podmiejskim marzyłem ogrodzie,
Białe łabędzie gdym karmił chlebem,
O roztanczonej i słonej wodzie,
Co szumi w pędzie pod czystym niebem.
W czerwcowe rano, w wonnym upale
Znow się nurzałem w cichym zamęcie,
Gdy mi twe pierwsze dało objęcie
Łzy twej smak i krwi twej fale.
Nie budz mię wcale. Nie budz, niech chlusta
Potok wezbrany. Usnę bez słowa.
Tak bardzo znowu boli mnie głowa.
Słono mi w ustach, pełne mam usta!
Bądz zdrowa!