Українська та зарубіжна поезія

Вірші на українській мові






Świtezianka

Jakiz to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy świetle księzyca.

Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.

Kazdą noc prawie, o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem.
Młody jest strzelcem w tutejszym borze,
Kto jest dziewczyna? – ja nie wiem.

Skąd przyszła? – darmo śledzić kto pragnie,
Gdzie uszła? – nikt jej nie zbada.
Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada.

“Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno,
Na co nam te tajemnice,
Jaką przybiegłaś do mnie drozyną?
Gdzie dom twoj, gdzie są rodzice?

Minęło lato, zzołkniały liścia
I dzdzysta nadchodzi pora,
Zawsze mam czekać twojego przyścia
Na dzikich brzegach jeziora?

Zawszez po kniejach jak sarna płocha,
Jak upior błądzisz w noc ciemną?
Zostan się lepiej z tym, kto cię kocha,
Zostan się, o luba! ze mną.

Chateczka moja stąd niedaleka
Pośrodku gęstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owocow, mleka,
Jest tam dostatkiem zwierzyny”.

“Stoj, stoj – odpowie – hardy młokosie,
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze wdzięki w męzczyzny głosie,
A w sercu lisie zamiary.

Więcej się waszej obłudy boję,
Niz w zmienne ufam zapały,
Moze bym prośby przyjęła twoje;
Ale czy będziesz mnie stały?”

Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłon piasku,
Piekielne wzywał potęgi,
Klął się przy świętym księzyca blasku,
Lecz czy dochowa przysięgi?

“Dochowaj, strzelcze, to moja rada:
Bo kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za zycia biada!
I biada jego złej duszy!”

To mowiąc dziewka więcej nie czeka,
Wieniec włozyla na skronie
I pozegnawszy strzelca z daleka,
Na zwykłe uchodzi błonie.

Prozno się za nią strzelec pomyka,
Rączym wybiegom nie sprostał,
Znikła jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozostał.

Sam został, dziką powraca drogą,
Ziemia uchyla się grząska,
Cisza wokoło, tylko pod nogą
Zwiędła szeleszcze gałązka.

Idzie nad wodą, błędny krok niesie,
Błędnymi strzela oczyma;
Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma.

Burzy się, wzdyma, pękają tonie,
O niesłychane zjawiska!
Ponad srebrzyste Świtezi błonie
Dziewicza piękność wytryska.

Jej twarz jak rozy bladej zawoje,
Skropione jutrzenki łezką;
Jako mgła lekka, tak lekkie stroje
Obwiały postać niebieską.

“Chłopcze moj piękny, chłopcze moj młody –
Zanuci czule dziewica –
Po co wokoło Świteziu wody
Błądzisz przy świetle księzyca?

Po co załujesz dzikiej wietrznicy,
Ktora cię zwabia w te knieje:
Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy
I moze jeszcze się śmieje?

Daj się namowić czułym wyrazem,
Porzuć wzdychania i zale,
Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale.

Czy zechcesz niby jaskołka chybka
Oblicze tylko wod muskać,
Czy zdrow jak rybka, wesoł jak rybka,
Cały dzien ze mną się pluskać.

A na noc w łozu srebrnej topieli
Pod namiotami zwierciadeł,
Na miękkiej wodnych lilijek bieli.
Środ boskich usnąć widziadeł”.

Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie,
Strzelec w ziemię patrzy skromnie,
Dziewica w lekkim zbliza się pędzie
I “Do mnie, woła, pojdz do mnie”.

I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,
Jak tęcza śmiga w krąg wielki,
To znowu siekąc wodne zatopy,
Srebrnymi pryska kropelki.

Podbiega strzelec i staje w biegu,
I chciałby skoczyć, i nie chce;
Wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu,
Z lekka mu w stopy załechce.

I tak go łechce, i tak go znęca,
Tak się w nim serce rozpływa,
Jak gdy tajemnie rękę młodzienca
Ściśnie kochanka wstydliwa.

Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,
Przysięgą pogardził świętą,
Na zgubę oślep biezy w głębinie,
Nową zwabiony ponętą.

Biezy i patrzy, patrzy i biezy;
Niesie go wodne przestworze,
Juz z dala suchych odbiegł wybrzezy,
Na średnim igra jeziorze.

I juz dłon śniezną w swej ciśnie dłoni,
W pięknych licach topi oczy,
Ustami usta rozane goni
I skoczne okręgi toczy.

Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska,
Co ją w łudzącym krył blasku;
Poznaje strzelec dziewczynę z bliska,
Ach, to dziewczyna spod lasku!

“A gdzie przysięga? gdzie moja rada?
Wszak kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za zycia biada!
I biada jego złej duszy!

Nie tobie igrać przez srebrne tonie
Lub nurkiem pluskać w głąb jasną;
Surowa ziemia ciało pochłonie,
Oczy twe zwirem zagasną.

A dusza przy tym świadomym drzewie
Niech lat doczeka tysiąca,
Wiecznie piekielne cierpiąc zarzewie
Nie ma czym zgasić gorąca”.

Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,
Błędnymi rzuca oczyma;
A wicher szumi po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma.

Burzy się, wzdyma i wre az do dna,
Kręconym nurtem pochwyca,
Roztwiera paszczę otchłan podwodna,
Ginie z młodziencem dziewica.

Woda się dotąd burzy i pieni,
Dotąd przy świetle księzyca
Snuje się para znikomych cieni;
Jest to z młodziencem dziewica.

Ona po srebrnym pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Kto jest młodzieniec? – strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? – ja nie wiem.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (3 votes, average: 3,67 out of 5)

Świtezianka - ADAM MICKIEWICZ