Brama
Czy kochasz słowa tak jak nieśmiały czarodziej kocha chwilę ciszy –
juz po występie, kiedy jest sam w pustej szatni, w ktorej
płonie smolistym, tłustym płomieniem zołta świeca?
Jaka miłość dozwoli ci pchnąć cięzką bramę, tak zebyś znowu
poczuł zapach tego drewna i rdzawy smak wody z archaicznej studni,
i zebyś raz jeszcze ujrzał wysoką gruszę, dumną matronę, ktora w jesieni
arystokratycznie oddawała nam swe doskonałe w kształcie owoce,
poczym niemo pogrązała się w rozpatrywaniu nieszczęść zimy.
Tuz obok dymił obojętny komin fabryki i milczało brzydkie miasto,
ale w ogrodach głęboko pod cegłami pracowała niestrudzona ziemia,
nasza czarna pamięć i przepastna spizarnia umarłych, dobra ziemia.
Jakiej odwagi trzeba, zeby pchnąć cięzką bramę,
jakiej odwagi, zeby zobaczyć was wszystkich znowu
zebranych w jednym pokoju pod gotycką lampą –
mama nieuwaznie czyta gazetę, ćmy uderzają o szybę,
nic się nie dzieje, nic, zaledwie wieczor, modlitwa; czekamy…
Tylko raz zyliśmy.