Psalm o wierzbach
Nad rzekami Babilonskimi, tameśmy siadali i płakali,
wspominając Syjon.
Na wierzbach, ktore są w nim, zawiesiliśmy harfy nasze.
Psalm 136
Wierzby szumią po nocach,
Szumią coraz dotkliwiej,
Spocznijcie przed obcą pustynią
I kazdy niech wspomni
Na Syjon
Bracia bezdomni.
To jest ostatnia stacja:
U zawiadowcy w oknie floksy,
Na peronie kulista akacja
Obłozona kaflami i koksem,
a potem pociągi, nieskonczone pociągi,
Ktorych się stąd nie wypuszcza,
Toboły i kufry i chłopska bryczka,
Szlaban na moście,
Linia graniczna,
Trawiasta puszcza.
Stąd się jechało porannym kurierem
Przez wyszczypane pastwiska, przez mgły,
Nieruchomą rowniną, polem szczerem,
Gdzie odrętwiały zuraw studzienny
Szyję do gory wyciągał senny
I konie kładły po sobie
Cięzkie łby.
Gdziekolwiek sięgnąć było okiem
Niosły się smugi srebrno-szare,
Coś bez początku i bez konca,
Moze te same wciąz opary
A moze pierwsze juz obłoki
W przeczuciu słonca.
Tędy jechaliśmy o świcie,
To była nasza drząca miłość
I lęk przywarty do niej szczelnie,
Wapienna rosa spała w zycie,
Spały zołte, mokre cegielnie,
Stary cmentarz zachodził w zagajnik,
I tylko czasem samotny z komina
(Jak to się dziś przypomina)
Dom dymił prosto,
Powiedziałbyś – czajnik.
To była nasza miłość i troska,
A teraz jest słup graniczny i puszcza,
Pociągow tu się nie przepuszcza,
Stoimy na martwej stacji
Środ kufrow i środ tobołow,
Pod kulą strzyzonej akacji,
Pod niebem jak ołow.
Ach, nie szukajcie wod babilonskich,
Jedna niewielka została tu rzeka,
Wierzby szeregiem nad nią stoją,
I widać ślady kopyt konskich
U wodopoju,
Rzeka kręta jak glista,
Rzeka pośpieszna jak mrowka,
Eufrat i Tygrys w pastewnej rowninie:
Nasza mulista
Młynowka
Tędy płynie.
(Wierzby dziecinstwa:
Młyn miele mąkę, melodia młynska)
Wierzby: alkowy czarownic,
Z ktorymi diabły się zenią,
Pogrzeb środ krzywych gromnic,
Prochno świecące jesienią
I zezowate oczy sowie
I strach ze szczeciną na głowie
I bazie Palmowej Niedzieli
I radość ześmy pierwsi je ścieli
I niespodziany, czubaty urodą
Zimorodek zasiedziały nad wodą
I wszystkie prawdy i wszystkie symbole
I znowu pastwiska i szczere pole
I nierozwiane poranne mgły,
Środ ktorych zuraw drętwiejąc studzienny
Szyję do gory wyciągał senny
I konie kładły po sobie
Cięzkie łby.
To wszystko co nam zostało
Ze złotej świątyni:
Pamięć paląca i drzewa
Na pograniczu pamięci,
Przy niej.
Szumią teraz po nocach,
Szumią coraz dotkliwiej:
Spocznijcie przed obcą pustynią
I kazdy niech wspomni
Na Syjon,
Bracia bezdomni.
I niech juz się stanie.
Niech juz zagasną oczy sowie
Jak nadaremne lęki
I wykruszone radości,
Niech tylko wezmie ktoś prochno do ręki
I jak ostatnie po nas posłowie
Rozsypie je
To będą nasze kości.
W polach niech je posieje w rozłogach,
Za rzeką gdzie przestrzen zaczyna się pusta,
Na nie przebytą ostatnią drogę
Wiatrom połozy na usta.
Bo to jest miłość nasza, bez ktorej
Nie ma rozumu ani odwagi,
Ostatni muskuł odarty ze skory,
Nasz upor ostatni i nagi,
Troska rosnąca coraz okrutniej
Dokoła serca-kamienia,
I to są nasze wieszadła,
Wierzby dla harf i lutni,
Struny milczenia.