Sielanka trzynasta
Zalotnicy
Mopsus
Przyjdzie-li ten czas kiedy, ze ja swe zabawy
Będę śpiewał? Czyli juz Bog tak niełaskawy
Mieć mię raczy, ze nigdy przyjaciel nie siędzie
Przy mym boku i dom moj wieczną pustką będzie?
Miłości nieszczęśliwa, nigdyś pięknej strzałki
We mnie nie utkła! Po co noszę te piszczałki?
Po co pieśni? Po co mi stada te igrają?
Szczęśliwsze stada, bo wzdy uciechy swe mają!
Ja nie mam, a juz starość nad grzbietem się krzywa
Zawiesza i co chwila sił pierwszych ubywa.
Oganiaj cudze proso, twoje juz wypili
Dzicy płacy; wielki błąd, kogo wiek omyli.
Ale wzdy, pieśni moje, ze mną zostawajcie
Ani mię do samego grobu opuszczajcie.
O pieśni! nigdy na was nie padnie śmierć głucha,
Poki wam cny Sieniawski wierzy swego ucha.
Zachowajmy się cudzym, gdy swego nie mamy:
Nie dziw, ze, starzy, młode lata wspominamy.
Wspomniejmy, jakie stroił Licydas zaloty,
Jakie Amintas. Miłość ma swoje kłopoty.
Licydas do Likory, ta trochę patrzyła
Krzywooko, lecz dobrą gospodynią była.
Amintas do Neery, siła było za tą
Posagu, bo się babką chełpiła bogatą.
I często nowe chusty sprawowała na się,
I w srebrnym na kazdy dzien chodzywała pasie.
Onej trefnie zartować, onej w tancu było
Rej wodzić, onej samej, co zywo, słuzyło.
Ledwie się o pułnocy do domu wracała,
Bo, jako jedynaczce, matka folgowała.
W ten czas była pognała kozy do chrościny,
Kozy w chrościnie, ona u gęstej leszczyny
Legła w chłodzie na trawie i smaczne zasnęła.
Wilczaszku, ześ tam nie był, strawka cię minęła!
Tamze pędził Amintas na pola przyległe,
A gdy do kupy zgania owce swe rozbiegłe,
Trafił na śpiącą. Co w nim za myśl w ten czas była,
Trudno trafić, atoli zle mu nie radziła.
Kto pragnie przyjaciela, wstydem go nabywa,
Cnota nad zakazanie nie chce być skwapliwa.
Stanął tylko, by wryty, ona twardo spała,
A wtym trzoda, pasąc się, blisko nadchadzała.
On do trzody:
Owieczki, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Śpi tu piękna Neera: ani się tryksajcie,
I trawkę cicho szczypcie, i cicho stąpajcie.
Baranie ty rogaty, abo cię nie minie
Maczuga, abo capem jutro cię uczynię!
Nazbyteś się rozigrał. By to długo trwało,
Mnie by się raczej teraz rozigrać przystało.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Śpi tu piękna Neera: przydz, wietrzyku chłodny,
Przydz, wietrzyku, i czyn jej sen wdzięczny, łagodny!
Pozwalam ci i włosy obwionąć na czele,
Pozwalam – ach, niestetyz! – ty i w ucho śmiele
Mozesz poszemrać, mozesz i wargę całować,
A ja, nieborak, muszę przyjazni folgować.
Lekko, owieczki moje, lekko postępujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Buhaj kędyś zaryczał. Niebaczny buhaju!
Jeśli mi na złość czynisz, roście w tym tu gaju
Kijan na cię; koniecznie wezmiesz miedzy rogi.
Naryczysz się cały dzien, teraz nie czyn trwogi.
Gdyby w me, wolałbym ja, zeby spać przestała,
Wolałbym, zeby ze mną te kwiateczki rwała.
Lekko, owieczki moje, lekko postępujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Słoneczko, o słoneczko! Nie zajrzy nam cienia,
Pohamuj małą chwilę ostrego promienia,
Uchyl się za ten obłok! Blask śpiącemu szkodzi,
Ja bym zasłonił, ale tknąć mi się nie godzi.
I ty się nie przebiegaj, jaszczurko zielona,
Bo cię prędko dosięze maczuga toczona.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Muchy, bezecne muchy! Siła dodziewacie,
Łaję wam i zajrzę wam; więtszą wolność macie
Nizli ja. Na co się was tak wiele zleciało?
Abo wam miło kąsać białe, miękkie ciało?
I ciebie tu, komorku, zła śmierć posadziła!
Ukąsiłeś, ze przez sen wargami ruszyła.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Śnie! Jedni cię do śmierci czarnej przyrownają,
Drudzy mistrzem przyszłego zycia nazywają,
Ja wieszczym, ja prorokiem; dziś mi się przyśniła
Neera, ze w kościele ze mną wespoł była.
Była matka i babka, i sąsiad niemało,
Po chwale bozej juz się to w południe działo.
Kapłan stał przy ołtarzu, myśmy tez tam stali,
Kapłan mowił, a myśmy jego słow słuchali.
Wiązał stułą, wzajemne rozdawał pierścienie.
Boze, niech się nade mną kona Twe przejrzenie!
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Na co mi ociec zbioru tak wiele zostawił?
Na co dom tak budowny i folwark postawił?
Na co się ja o dobre mienie pieczołuję?
Komu spizarnie, komu dostatki gotuję?
Tobie, piękna Neero, ty to będziesz miała,
Ty, jako swego, będziesz ze mną zazywała!
Śnie wdzięczny, zwiastuj to dziś nadobnej Neerze,
A niechaj omylenia nie uznam w tej mierze.
Tak Amintas. Zaloty zasię Licydowe,
A był to prosty najmit, bywały takowe.
W ten czas Likorys krowy w dojniku doiła,
Licydas sieczkę rzezał.
Zawsześ mię zywiła,
Ręko moja! Kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Dziś sieczkę rzezesz, sieczka nie rzęzę się sama.
Likory, przy tej ręce będzie dobrze nama.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Panem się nikt nie rodzi, siła zostawiają
Dzieciom rodzice, siła dzieci utrącają.
Praca skarb napewniejszy; kto się spuści na nie,
I za zywota ma chleb, i po nim zostanie.
I ty, Likory, u mnie nie będziesz zebrała!
Nie będziesz, gdy nie będziesz ze mną proznowała.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Widziałem cię u tanca i tak mi się zdało,
Ize-ć tamto igrzysko namniej nie przystało,
Lubo cię w pięsy wzięto, lub do gonionego.
Trudno ciągnąć, kto nie ma umysłu do czego.
Piękniej ci u roboty, w tyj-eś przodek miała;
U robotyś mi naprzod do serca przystała.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Pomnisz, kiedyśmy byli pospołu na zniwie,
Pszenicę w ten czas zęto na siedzianej niwie?
Zagon twoj był wedla mnie; tak ci tam słuzyło
Szczęście, ze-ć sierpa w ręku ledwie dojrzeć było.
Jeszcześ nam przyśpiewała! Przyznać ci się muszę,
Chcąc się tobie przeciwić, siliłem się z dusze
I mowiłem do siebie: Boze, jeśli zdarzysz,
Niech taki zawsze robi wedla mnie towarzysz.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje.
Widziałem, pod kądzielą kiedyś siadywała,
Sama-ć się do wrzeciona nić z palca puszczała,
Jedwab nie będzie taki. U ciebie i spanie
Napozniejsze; u ciebie i naransze wstanie.
Tobie czeladz nakarmić, tobie pochędozyć
Wszystko w domu i wszystko na mieścu połozyć.
Ława zawsze chędoga, pomylę naczynie.
Mowiłem: komu cię Bog da, z tobą nie zginie.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Jeśliś mi przyjacielem, podobno nie zgadnę.
Gdyś chusty polewała onegdy czeladne,
Były tam tez i moje, a iz w ręce były
Przyjaznej, przed inszymi jawnie to świadczyły.
Biało mię sobie nosisz, noś mię sobie biało,
Rownemu z rownym zawsze na świecie przystało.
Chędogo, choć ubogo, bodaj się święciły
Ręce twe zakasane, bodaj mymi były!
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Dworniczko! Ty się teraz przesypiasz w południe,
Likorys krowy doi. Nie barzo to cudnie
Spać we dnie gospodyniej. Jeszcze-ć się nie dała
Znać czeladka; znać, ześ jej mało doglądała.
Teraz masz wierną, potym nie wiem, jaka będzie:
Jakobyś sama siadła, gdzie Likorys śledzie,
I kropla tam nie zginie, i nie zadojone
Cielęta, i mleka są szkopce napełnione.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Koso, palec to! Czyli kto zaloty stroi
Abo się zamyśliwa, a przy kosie stoi,
Prędzej w palec zawadzi? O moja Likory,
Wiesz ty, jakom cierpliwy i jakom nieskory!
Robwa juz raczej na się, słuzba nie na wieki.
Niech ja twej pewien będę, ty mojej opieki.
Ręka rękę umywa, noga wspiera nogi,
Przy wiernym przyjacielu zaden nieubogi.
Więcej Bog ma, niz rozdał. Jest nasza u Niego
Cząstka tez; nie opuszcza On człeka zadnego.
A kto w zakonie Jego prowadzi swe zycie,
Wszystko się zdarza, wszystko płynie tam obficie.
Dufajmy Mu, a On nam niechaj błogosławi.
I kiedyz ten dzien będzie, gdy nas obu stawi
Przed ołtarzem? Uspokoj, proszę, myśli moje,
Wszakeś i ty człowiekiem, uspokoj i swoje.
Tak śpiewał, a juz sieczki wielka kupa była
I Likorys namyślnie u krow się bawiła.