Українська та зарубіжна поезія

Вірші на українській мові






Czerwony Kapturek

Snuj się, snuj, bajeczko!
A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką,
Mieszkała wdowa z coreczką.

Coreczka, chociaz mała,
Swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę,
Pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała tez czasem,
Bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek…

A zwała się, po prostu, Czerwony Kapturek.
Widziano ją bowiem nierzadko,
Jak krząta się przed chatką,
W ogrodku i na podworku –
W czerwonym kapturku.

Tak się zwała, jak się zwała,
Często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki
Szybowały pośrod chmurek.
Teraz wiecie, kto to taki,
Czerwony Kapturek.

Czerwony Kapturek:
“Nie Mruczek, nie Burek,
Nie jez, nie ptak –
Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak.
Mam warkoczyk,
Modre oczy,
Buzię mam jak mak.
Nie Mruczek, nie Burek
Nie jez, nie ptak –
Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak.
W tej chatce, przy mamie
Moj cały świat,
Nie psocę, nie kłamię,
A mam siedem lat.
Nie znam troski,
Śpiewam piosnki,
Kocham kazdy kwiat.
Pobiegnę na wzgorek,
A las mi gra,
Czerwony Kapturek
To ja, właśnie ja!”

W lesie, stąd chyba z milę,
A moze nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła
Rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła,
I jeza, i wiewiorkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.

Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:

“Był gajowy u mnie z wieczora,
Przyniosł wieści, ze babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napioć,
Muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko,
I nakwasić ogorkow…
To przeciez niedaleko,
Skocz do babci, Czerwony Kapturku.

W tym koszyczku jest masło i serek,
I lekow roznych szereg:
Tabletki aspiryny
I suszone maliny,
Proszki od bolu głowy
I olej rycynowy,
Kwas borny do płukania
I maść do nacierania.
Nie trać, coreczko, czasu,
Leć do babci, do lasu.
Idz prosto, jak ta ściezka,
Nie zbaczaj tylko z drogi,
Bo tam w borze wilk mieszka,
Wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi.”

Biegnie Czerwony Kapturek,
Jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piorek,
Nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumien, tam pagorek,
A w środku ściezka gładka.
Biegnie Czerwony Kapturek,
Tak jak prowadzi drozka.
Na drzewie jemiołuszka
Śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik,
Tez pragnął zaśpiewać cosik
I dzwięczny wytęzył głosik.

Gil:
“Piu-piu! Fiu-fiu!
Tu gil!
Tu-tu, tu-tu,
Tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur,
Uwazaj, tu bor, tu bor,
Tu bor, tu las, tu lis.
Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i kazdy zwierz.
Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu!
Tryl-tryl!
Tu-tu, tu-tu,
Tu gil!”

Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w poblizu krzak,
Wilczych jagod zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:

“Witam cię, moj prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie boj się moich ząbkow i moich pazurkow.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilkow,
Co nie krzywdzą nawet motylkow.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mowią – to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Moze w kotki, a moze w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?

Czerwony Kapturek:
“Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana…”

Wilk:
“A gdzie mieszka babunia kochana?”

Czerwony Kapturek:
“Za polaną, przy siodmym pagorku…”

Wilk:
“No to śpiesz się, Czerwony Kapturku.”

Czerwony Kapturek:
“Babcia czeka od godzin juz kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!”

Biegnie Czerwony Kapturek,
Biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek
Ani chmurek na niebie,
Nozkami szybko drepce
Do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.

Wilk spoglądał z daleka,
Postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrotem.
Popędził przez ostępy,
Złowrogi i podstępny,
Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:

Wilk:
“W las dam nurka
I Kapturka
Sprytnie zmylę.
W mą pułapkę
Złapię babkę
Juz za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, ze az furczy,
Taki ze mnie wilk!

Moim wrogom
Dzisiaj srogą
Dam nauczkę,
Bo mam chrapkę
I na babkę,
I na wnuczkę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, ze az furczy,
Taki ze mnie wilk!

Zaszumiały drzewa załośnie,
Zatrzęsły się dębowe zołedzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:

“Co to będzie, ojej, co to będzie?
Co to będzie, Czerwony Kapturku?!”

A wilk stanął przy siodmym pagorku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.

Babcia:
“Kto to puka? I czego tu szuka?”

Wilk:
“To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama.”

Babcia:
“Jakiś dziwny masz głos…”

Wilk:
“Bo mam chrypkę…”

Babcia:
“Jakiś dziwny masz głos…”
“Nie zdązyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodz do okna…”

Wilk:
“Niestety nie mogę,
Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję… Ach, wpuść, babciu miła!”

No, i babcia drzwi otworzyła.

Mozecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to – słow jest za mało,
Przerazenie zaciska wprost gardło.
Powiem krotko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:

“Mam chrapkę
Na babkę!
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, ze az furczy!”

To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wrobel połyka muszkę.

Ale kiszki wciąz grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.

Wilk:
“Brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włozę czepek staruszki na głowę,
Gdzie pizama? Jest! Proszę… Gotowe!
Teraz – hops! – pod pierzynę do łozka…
O, lusterko! No tak… jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!… Idzie Czerwony Kapturek!”

Czerwony Kapturek:
“Pobiegnę na wzgorek,
A las mi gra,
Czerwony Kapturek
To ja, właśnie ja…

O, juz chatka babuni!
Co tez dzieje się u niej?

Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiorka…
Rzuca we mnie orzechy…
Moze właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.

Wiewiorko, coz to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę…”

Wilk:
“Kto tam?”

Czerwony Kapturek:
“Ja, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama.”

Wilk:
“Wejdz, kochanie…”

Czerwony Kapturek:
“Juz idę, juz lecę…
Babciu, moze zapalić świecę?”

Wilk:
“Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodz, Kapturku, przywitaj się ze mną.”

Czerwony Kapturek:
“Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mowisz przez nos?”

Wilk:
“Jesteś głupia… Ugryzła mnie osa…
A zresztą… nie wtrącaj się do mego nosa.”

Czerwony Kapturek:
“Babciu, dlaczego jesteś taka zła?”

Wilk:
“Boś za długo do mnie szła,
Zresztą… nie pytaj juz więcej…”

Czerwony Kapturek:
“Babciu, a gdzie twoje ręce?”

Wilk:
“Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestan pytać i usiądz tu przy mnie.”

Czerwony Kapturek:
“Babciu… ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje…”

Wilk:
“Dobre są kazde zęby,
Ktore prowadzą do gęby,
A ze jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodanię!”

To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Tak jak wrobel połyka muszkę.
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
Ale to, moi drodzy, nie koniec.
O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
Szedł w tamte strony gajowy.
Posłuchał, co gil wyśpiewał,
Posłuchał, co szumią drzewa,
Potem jeszcze przybiegła wiewiorka…
I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.

Gajowy:
“Przez lasy, przez dąbrowy
Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
Gra i gra,
A echo niesie
Tra-ra-ra!

Ma bron nabitą w dłoni,
Ta bron go obroni,
Niestraszny mu jest niedzwiedz zły,
Niestraszne mu są wilcze kły!

Przez lasy, przez dąbrowy
Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
Gra i gra,
A echo niesie
Tra-ra-ra!”

Galowy idzie, wydłuza krok,
Bo juz dokoła zapada mrok,
I głos puchacza leci przez knieję.

W oddali chatka babci widnieje.
Idzie gajowy, patrzy przez szybkę…
O, tu potrzebne działanie szybkie!

Wchodzi do środka, zapałką świeci!
I coz zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!

Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
A brzuch ma taki pękaty,
Że zajmuje nieomal poł chaty.

Galowy mu do gardła przystawił dwururkę.

Gajowy:
“Hej, wilku bury!
Łapy do gory!
Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
Oddawaj je, bo ci szyję
Kulami przeszyję!”

Wilk:
“Ojej! Po co tyle hałasu?
Zapomniałem wrocić do lasu,
Zaspałem, bo myślałem, ze to niedziela.
Błagam, niech pan nie strzela,
Litości, panie gajowy!”

Gajowy:
“O lirości nie ma mowy!
Będziesz miał, wilku, nauczkę!
Oddawaj tu babcię i wnuczkę!
Liczę do trzech, a potem…”

Wilk:
“Juz je oddaję z powrotem,
Tylko niech pan tę lufę odsunie…
Muszę się wytęzyć maluczko…
Eech… Eech… Uuch… Masz pan babunię…
Uuch… Eech… Uuch… Razem z wnuczką!”

I wyobrazcie sobie,
Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
Nienaruszone, a przy tym
W stanie całkiem przyzwoitym.
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.

Babcia i Czerwony Kapturek:
“Niech nam pan gajowy zyje
Sto lat albo i więcej!”

Babcia:
“Coz my mozemy dać panu w podzięce?
Chyba ten kapturek z czerwonej włoczki
Na pamiątkę od mojej wnuczki.”

Czerwony Kapturek:
“Świetnie! Niech go pan przymierzy!
Nawet całkiem dobrze lezy,
Trochę jest moze zbyt kusy…”

Babcia:
“Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy.”

Gajowy był w siodmym niebie.
Okręcił babcię dookoła siebie,
Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
I zawiozł od razu prosto do Warszawy.

Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
A wiecie, co z wilkiem się dzieje?

Wilk pozegnać musiał knieję
I zamieszkał w warszawskim zoo,
Gdzie mu niezbyt wesoło,
Totez jest na wszystkich zły
I przez kraty szczerzy kły.
Nie podchodzcie do klatki za blisko,
Bo to bardzo niedobre wilczysko.

A teraz juz, dzieci, koniec.
Nie pytajcie mnie więcej o nic,
Bo gdybym coś więcej wiedział,
Tobym wam sam opowiedział.

1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,00 out of 5)

Czerwony Kapturek - JAN BRZECHWA